
Nie mamy dziś kryzysu kobiet. Ani kryzysu mężczyzn. Mamy kryzys "dojrzałości emocjonalnej" obu płci.
Kryzys odpowiedzialności za własne emocje, granice, wybory. Kryzys uczciwości wobec siebie i innych. Gdy kobiety obwiniają „wszystkich mężczyzn”, a mężczyźni „wszystkie kobiety” – żadna ze stron nie bierze odpowiedzialności za siebie. A to "ta ucieczka od siebie generuje dysfunkcje", nie płeć.
Ludzie dojrzali emocjonalnie nie pytają, kto „bardziej winny”. Rozumieją, że każdy ma swoją historię. Widzą niedojrzałość zarówno po lewej, jak i po prawej stronie politycznego spektrum, w związkach tradycyjnych i „nowoczesnych”, w retoryce patriarchatu i w przejawach tzw. postfeminizmu.
Wiedzą, że emocjonalna niedojrzałość nie ma płci ani barw partyjnych – i właśnie dlatego nie chcą już żyć w podziałach.
Nie interesuje ich walka. Interesuje ich "spotkanie". W prawdzie. W otwartości. W szacunku.
Bo dojrzałe partnerstwo "nie jest ciężką pracą" – jest spotkaniem dwóch osób, które niczego nie muszą udowadniać. Znają siebie. Potrafią mówić jasno, bez manipulacji. Szanują różnice. Potrafią być sami, więc nie wchodzą w relację po to, by się „ratować”, „zapełnić pustkę” albo „uciec od samotności”. I właśnie dlatego ich związek jest lekki.
Coraz więcej osób rozumie, z czym wyszli z domu rodzinnego i co muszą w sobie przepracować, by zbudować zdrowy, a nie dysfunkcyjny związek. Świadomych i dojrzewających emocjonalnie kobiet i mężczyzn jest coraz więcej — choć wciąż zbyt mało, by łatwo mogli się odnaleźć w tłumie osób niedojrzałych.
Ale to się zmienia. Idziemy w dobrym kierunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz