wtorek, 29 listopada 2016

Polityka XXI wieku powinna być "dzieciocentryczna"

Polityka w XXI wieku powinna korzystać z najnowszej wiedzy w każdej dziedzinie. 


Ekonomiści starej polityki udowodnili, że są niekompetentni, zadłużyli kraj i obywateli i pozwolili okraść obywateli. 

Pedagodzy nie potrafili wykształcić dzieci i młodzieży na obywateli myślących własną głową.

Lekarze wszystkich specjalności nadal nie wiedzą, że człowiek jest całością a nie pojedynczymi częściami, które rządzą się własnymi prawami i nie mają nic wspólnego z mózgiem i emocjami.

Psychiatrzy nadal uczeni są na studiach, że człowiek staje się „wariatem” nie wiadomo dlaczego i należy go leczyć tylko "legalnymi prochami" a jak to nie skutkuje to najlepeij „walnąć” mu elektroszokiem. 

Politycy i obywatele bez wiedzy chcą żłobków i przedszkoli dla wszystkich. Ignorują całkowicie potrzeby emocjonalne dziecka. Wzrost demograficzny i PKB ważniejsze są dla nich od zdrowia psychicznego dzieci i obywateli. Jakość życia obywateli jest dla nich nieważna. Dziecko dla nich to tylko narzędzie, żeby mieć dla starych na emerytury.

Trzeba "zapierdalać" mówią politycy a obywatele w to wierzą. W XXI wieku prawie wszystko już jest tak zautomatyzowane a my pracujemy dłużej niż nasi przodkowie, co musieli robić wszystko własnymi rękoma tylko. Produkujemy tyle wszystkiego, że nie jesteśmy w stanie tego konsumować. Wywalamy na śmieci żywność i inne rzeczy. Nie potrafimy nawet tak się zorganizować i zarządzać tym nadmiarem wszystkiego, żeby wykorzystać go dla biednych. Wolimy wywalić na śmieci, bo tak prościej. Wysilenie mózgu w poszukiwaniu rozwiązań widocznie zbyt męczy i zbyt dużo czasu zajmuje.

Państwo powinno być dzieciocentryczne. To znaczy dziecko najważniejsze. Dziecko nie jest narzędziem dla zagwarantowania innym emerytury. Z dziecka wyrośnie potem obywatel, który albo będzie partecypował w rozwoju swojego kraju, albo stanie się pasożytem i pozostawać będzie na utrzymaniu innych, nawet przez całe życie.

Możemy, więc, walczyć o żłobki i przedszkola dla wszystkich i mieć „w tyłku” wiedzę Johna Bowlby o teorii przywiązania w pierwszych latach życia dziecka i nadal „produkować” emocjonalnie niedojrzałych obywateli i potem mieć z nimi różne problemy i leczyć ich w nieskończoność, i "pieprzyć", że służba zdrowia nie funkcjonuje, że brak na nią "kasy".

Możemy nadal wychowywać dzieci przemocą i je zaniedbywać ignorując najnowszą wiedzę o tym jak to wpływa na psychikę dziecka i co dzieje się w jego mózgu i ciele. Potem najbardziej skrzywdzonych karać i „wpieprzać” do więzienia albo do szpitala psychiatrycznego i faszerować ich legalnymi prochami ignorując całkowicie ich przeszłość.

Możemy dalej posyłać dzieci do szkoły, która uczy ich posłuszeństwa wobec chorych autorytetów a nie myślenia własną głową. Możemy posyłać ich do szkoły, żeby nadal zabijała ich kreatywność, pasje i ciekawość a wymagała tylko od nich dobrych stopni.

Możemy dalej wydawać „kupę” kasy na służbę zdrowia i nie uczyć obywatela jak sam może zadbać o swoje zdrowie. Wolimy straszyć go genami i „walić” w niego lekarstwa, bo tak prościej a przede wszystkim korzystnej dla przemysłu farmaceutycznego. 

Możemy dalej wmawiać obywatelowi, że do jego szczęścia i czucia się, że żyje w kraju cywilizowanym musi posiadać pełno materialnych rzeczy i dlatego musi „zapierdalać” w zautomatyzowanym na maksa świecie nadal 8 godzin a często i dłużej.

Dzieciocentryczny kraj, do którego powinniśmy dążyć to taki gdzie:


Nie wzrost demograficzny jest ważny ale ważne jest to czy potrafimy zapewnić dziecku wszystkie jego potrzeby jak jest małe. 

Dziecko potrzebyje blisko matki a nie opiekunki ze żłobka i przedszkola. Matka jest w domu z dzieckiem i za tą pracę dostaje porządne wynagrodzenie i wsparcie (inwestujemy w matki a nie w żłobki i przedszkola). Nie każda kobieta musi być matką! Matka i ojciec to "fabryka obywateli" a potem szkoła do tej "produkcji" się dołącza.

Przemocą i zaniedbaniami rodzice niszczą psychikę dziecka i "produkują" problematycznych obywateli albo chorych i potem trzeba coraz więcej "kasy" na służbę zdrowia albo przestępców mniej lub bardziej groźnich, dla których poskromienia potrzebny jest sztab ludzi w policji, sądach, prokuraturach i więzieniach. Więc potrzebna jest edukacja rodziców, dostarczanie im wiedzę i ich wspieranie, żeby „produkowali” nam dobrej jakości obywateli. Obywateli psychofizycznie zdrowych.

System nauczania w szkołach „przewracamy do góry nogami” i uczymy dzieci myślenia własną głową i krytycznego patrzenia na autorytety. Wspieramy ich kreatywność i pasje, żeby potrafiły wymyśleć sobie zajęcie na przyszlość, z którego będą w stanie utrzymać się w dorosłym życiu a nie „zapierdalać” po 8 godzin i więcej za marne grosze dla kogoś komu ciągle za mało kasy.


Co można zrobić z obywatelemai "wyprodukowanymi" starymi metodami i bez wiedzy? widzimy od lat codziennie!

piątek, 11 listopada 2016

Kobiety i matki też to robią ........

Jeżeli rzeczywiście chcemy pomóc dzieciom i zacząć nagłaśniać temat przemocy seksualnej wobec dzieci  to nie możemy utrwalać stereotypów i mówić tylko o mężczyznach i ojcach zatajając jednocześnie prawdę  o kobietach i matkach. Tylko w ten sposób możemy podnieść świadomość w społeczeństwe w tym temacie i zacząć przerywać to ochydne! błędne koło seksualnego wykorzystywania dzieci przez matki, ojców, kobiety i mężczyzn.
..."Nie tylko mężczyźni wykorzystują dzieci seksualnie. Również przedszkolanki, nauczycielki i... matki. Niemiecka telewizja publiczna ARD poruszyła ten temat w filmie dokumentalnym "Mamo, przestań!".
Axel miał 8 lat, gdy matka zaczęła wykorzystywać go seksualnie. Zabierała go do łóżka i zmuszała do uprawiania z nią seksu.
Andreę spotkał podobny los. Wychowywała się bez ojca. Tęsknotę matki za zbliżeniem fizycznym musiała zaspokajać jej córka. Jeśli odmawiała, matka stosowała przemoc.... - czytaj

..." Co ósmy nastolatek w USA jest wykorzystywany seksualnie.
Wśród dzieci - ofiar molestowania już co ósme było wykorzystane seksualnie przez matkę lub inną dorosłą kobietę.
Jeszcze w roku 2000 było problem ten dotyczył jedynie co 16-tego molestowanego dziecka. Przynajmniej w USA.
Kazirodztwo, czy gwałty kobiet na dzieciach w ogóle, są podwójnym tabu - mówią stacji eksperci z National Children's Advocacy Center..." - czytaj


Seksuolog sądowy: Nie dowierzamy, że pedofilem może być kobieta. Dlatego pedofilki działają dłużej niż mężczyźni - czytaj


W ciągu pięciu lat aż o 132 proc. wzrosła w Wielkiej Brytanii liczba dzieci molestowanych seksualnie przez kobiety.Tak wynika z danych ChildLine, brytyjskiej służby internetowej i telefonicznej pomagającej dzieciom. W 2008 r. do ChildLine zgłosiło się 2142 dzieci, mówiąc, że były napastowane przez kobietę. To prawie jedna czwarta tych, które określiły płeć osoby je molestującej. W 1311 przypadkach chodziło o matkę. Okazuje się, że chłopcy są częściej napastowani przez panie niż przez panów (odpowiednio 1722 i 1651 przypadków). Inaczej w przypadku dziewczynek – tu dominują mężczyźni (4972 wobec 420 przypadków molestowania przez kobiety). – Ten raport dowodzi, że ChildLine, wsłuchując się w autentyczne głosy napastowanych dzieci, burzy mity na temat molestowania seksualnego – twierdzi Esther Rantzen, prezes ChildLine, cytowana przez „Daily Mail”. Kilka miesięcy temu przypadki pedofilii kobiet opisywała BBC. Podkreśliła, że mówi się o tym bardzo rzadko, bo w powszechnej opinii społecznej jest to rzecz niewyobrażalna. „Było mi niesłychanie trudno o tym mówić – 99 procent matek kocha swoje dzieci, a ja nie miałem szczęścia (...). Bałem się, że nikt mi nie uwierzy, gdy będę o niej mówił źle” – mówił Colin, który do 13. roku życia był regularnie gwałcony przez matkę. W 2007 r. trenerka tenisa Claire Lyte skazana została na dwa lata więzienia za seks z 13-latką. Tyle samo lat miał chłopiec, z którym współżyła matka czwórki dzieci Joanna James – w 2003 r. trafiła za to za kraty. A w 1999 r. pierwsza kobieta trafiła na listę napastników seksualnych – molestowała siedmiu chłopców w wieku 11– 14 lat. - czytaj

Są w szkołach, szpitalach, kościołach, a także naszych domach. Wcale nie mniej groźne od mężczyzn, a coraz liczniejsze. Dlaczego pedofilki prawie w ogóle nie istnieją w społecznej świadomości, choć ich liczba stale wzrasta? Dlaczego jest ich najwięcej w zawodach związanych z dziećmi i jakie metody uwodzenia najczęściej stosują? Dlaczego tak trudno udowodnić im winę przed sądem? A także dlaczego terapia nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem w przypadku molestowanego dziecka? Na te wszystkie pytania odpowiada dr Krzysztof Korona, seksuolog i terapeuta
. - czytaj

Statystycznie pedofilia płci żeńskiej występuje rzadziej niż męskiej, z oficjalnych statystyk tylko 5-7% to kobiety ale jak posłuchamy historii pedofili płci męskiej to okazuje się, że 78% mężczyzn pedofilii wykorzystywanych było przez kobiety w większości przez matki. Co dowodzi, że za oficjalnymi statystykami kryje się zupełnie inna rzeczywistość…” - czytaj
CO PISZĄ O MNIE : Sabina Gatti uświadamia społeczeństwo, że przemoc nie ma płci - CZYTAJ 
Dr Miletski said the first myth was that sex abuse meant intercourse, when in fact there were a range of overt and covert ways the abuse could occur.
The second was that men, and boys, could not be victims of sexual abuse.
"It's starting to get better and we hear more about boys who are victims, and people who abuse boys. But still people tend to think that boys ... the more sex they get the better. 'Boys like sex', 'they look for it', 'they're usually the aggressors', and so forth."
Dr Miletski said the next myth was that women could not be perpetrators of sexual abuse, a societal belief illustrated by the way in which the media often played down cases of women teachers having sex with male students.
- czytaj

While researching this piece, I spoke to a number of adults – men and women – who as children endured horrific sexual abuse at the hands of their mothers, aunts, grandmothers and female carers. Very few of them had ever had a chance to tell their story before, and the effect of keeping their experiences to themselves for so long has had a disastrous effect on their mental state.
The systemic denial of female sexual abuse is one of the scandals of our times. While in recent years the issue of male paedophilia has been placed firmly at the forefront of public debate in Britain, with endless high-profile media and Government campaigns bringing this formerly underground issue into the public spotlight, it seems that the involvement of women in cases of child molestation is an enduring taboo, and in order to break that wall of silence we must start by addressing a series of serious shortfalls that run throughout the child protection services in this country.
According to Zoe Hilton, policy advisor for child protection at the National Society for the Prevention of Cruelty to Children (NSPCC), "Professionals in all areas of the system tend to be disbelieving of cases of female sexual abuse". -- czytaj

Societal Denial

In her 1993 doctoral dissertation, "Female Sex Offenders: Societal Avoidance of Comprehending the Phenomenon of Women Who Sexually Abuse Children" (University Microfilms, Ann Arbor, MI), Boston psychologist Laurie Goldman analyzed the ways society minimizes the scope and impact of sexual abuse by women. - czytaj

Czy wiemy dlaczego człowiek staje się "wariatem" i trafia do szpitala psychiatrycznego.


Kiedy człowiek nie radzi sobie z emocjami i uczuciami w środowisku, w którym został wychowany, w którym żyje, w społeczeństwie i kulturze w której go wychowano, to wszyscy wokół tego człowieka, bardziej odporni od niego lub co mieli więcej szczęścia i nie doświadczyli tego czego on doświadczył, tak zwani "normalni" patrzą na takiego człowieka w kryzysie jak na "wariata".

Taki człowiek nazywany jest w naszym społeczeństwie i naszej kulturze człowiekiem chorym, którgo należy leczyć psychotropami albo zamknąć w szpitalu psychiatrycznym etykietując go jakimś zaburzeniem psychicznym, np. schizofrenia, zaburzeniem bipolarnym, itp. na całe życie.

Czy aby napewno tacy ludzie to "wariaci" czy to tylko reakcja na opresję i brak zrozumienia środowiska w którym żyją? Czy może inne podejście, to bardziej empatyczne, bardziej ludzkie, jest tym właściwym rozwiązaniem?
Robert Whitaker jest dziennikarzem znanym z konstruktywnej krytyki psychiatrii. Stwierdza on między innymi, że w psychiatrii mamy do czynienia z ślepą wiarą, że tabletka jest najlepszym rozwiązaniem. Whitaker informuje społeczeństwo, że problemy diagnozowane przez psychiatrię jako np. schizofrenia nie potrzebują użycia psychotropów: - czytaj 



Polskie napisy


niedziela, 23 października 2016

Sympozjum 15.10.2016 w Szwecji pt. „Leki psychotropowe – ryzyka i alternatywy”.

Wystąpienia poniższych osób były bardzo interesujące a przekazana przez nich wiedza i wieloletnie doświadczenie fascynujące i niezmiernie wartościowe. 

Otwarcie

Olga Runciman – psycholog z Danii 



Sami Timmi – profesor, psychiatra dziecięcy z UK 



Birigitta Alakare – psychiatra, psychoterapeuta z Finlandii 



Robert Whitaker – dziennikarz naukowy, autor z USA



John Read – profesor, psycholog, naukowiec z UK 



Will Hall – terapeuta, badacz z USA 


Jaakko Seikkula – profesor psychoterapii, psycholog z Finlandii 

Carina Håkansson – dr, licencjonowany psychoterapeuta ze Szwecji 

Volkmar Aderhold – psychiatra, licencjonowany psychoterapeuta z Niemiec.



Podziękowania organizatora sypozjum - czytaj

Tekst o sympozjum na stronie Mad in America

FRANCO BASAGLIA - psychiatra włoski (1924-1980) o leczeniu psychiatrycznym w szpitalach - część I

[….. zlikwidowanie szpitali psychiatrycznych jest sprawą, którą należy zająć się jak najszybciej]

„Od momentu, kiedy chory przechodzi przez mury szpitala psychiatrycznego, wchodzi on w nowy wymiar pustki emocjonalnej (skutek choroby, którą Burton nazywa „institutional neurosis”[instytucjonalna psychoza] a którą nazwałabym po prostu instytucjonalizacją); to znaczy, osadzony zostaje on na w miejscu, które powstało pierwotnie, aby było dla niego nieszkodliwe i był on tam wspólnie leczony, w praktyce okazuje się jednak, że jest to miejsce paradoksalnie stworzone do całkowitego zniszczenia jego indywidualności, miejsce jego totalnego uprzedmiotowienia. Jeżeli choroba psychiczna ma swoje początki w utracie indywidualności, wolności, w szpitalu psychiatrycznym chory nie znajduje niczego innego jak tylko miejsce gdzie ostatecznie zagubi się, stając się przedmiotem choroby i rytmu szpitala psychiatrycznego. Brak jakiegokolwiek projektu, utrata przyszłości, bycie cały czas na łasce innych bez jakiejkolwiek minimalnej własnej inicjatywy, dzieląc i organizując własny dzień tylko według potrzeb organizacyjnych, które - właśnie, dlatego, że są takie – nie mogą brać pod uwagę poszczególnych osób i ich szczególnych okoliczności, które są inne dla każdego z nich: to jest schemat instytucjonalizujący, na który składa się życie hospitalizacji”.

(z La distruzione dell’ospedale psichiatrico. [Zlikwidowanie szpitala psychiatrycznego ] 1964)


[……….. mieszkanie w ciele]

„ To w ciszy tych spojrzeń czuje się on zdominowany, zatracony w ciele, wyobcowany, ograniczony w swoich schematach czasowych, pozbawiony jakiejkolwiek świadomości intencjonalnej. On nie ma w sobie już żadnego dystansu: nie ma odległości pomiędzy nim a spojrzeniami innych, on jest dla innych takim przedmiotem, że staje się być kompozycją kilku swoich poziomów, zdominowanych przez drugiego człowieka „na wszystkich możliwych poziomach jego twarzy i we wszystkich możliwych jej wyrazach, które każdorazowo mogą być wynikiem różnych zachowań, które można zauważyć”. Ciało, aby mogło być przeżywane musi, więc zachować w relacji szczególną odległość względem innych a ta odległość może być całkowicie usunięta albo zwiększona w zależności od naszej zdolności do przeciwstawienia się. My pragniemy, aby nasze ciało było respektowane; wyznaczamy granice odpowiadające naszym potrzebom, budujemy dom dla naszego ciała”

· (z Corpo, sguardo di silenzio [Ciało, spojrzenie ciszy] , 1965)



[…….. ciało instytucji, dla instytucji]

..."Jedna z legend wschodu opowiada o człowieku, któremu podczas snu wślizgnął się do buzi wąż. Wąż ześlizgnął się potem do żołądka i tam usadowił się, stamtąd też narzucił jemu swoją wolę, aby w ten sposób pozbawić go wolności. Człowiek ten był na łasce węża: nie należał już do siebie samego. Aż pewnego ranka człowiek poczuł, że wąż poszedł sobie a on znowu stał się wolny. Ale wtedy zauważył, że nie wie, co ma zrobić ze swoją wolnością: „podczas długiego okresu czasu bycia pod totalną dominacją węża, on tak się do tego przyzwyczaił, że jego wola podlegała woli węża, jego własne pragnienia pragnieniom węża, własne impulsy impulsom węża tak, że stracił on zdolność pragnienia, czucia chęci do czegoś, samodzielnego działania. W wolności znajdował pustkę, ponieważ jego nowa istota nabyta w niewoli poszła sobie razem z wężem, a jemu nic innego nie pozostało jak powolne odbudowanie poprzedniej treści ludzkiej swojego własnego życia”. 

Analogia tej legendy z warunkami instytucjonalizacji chorego psychicznie jest po prostu zaskakująca, ponieważ wydaje się być fantastyczną parabolą wcielenia przez chorego wroga, który go niszczy, tymi samymi działaniami poprzez nadużywanie władzy i siły, którymi człowiek z legendy był zdominowany i zniszczony przez węża. Chory, który już cierpi z powodu utraty wolności, która może być interpretowana chorobą, zmuszony jest dołączyć do nowego ciała, którym jest instytucja, negując wszystkie pragnienia, czynności, aspiracje własne, które pozwoliłyby jemu czuć się jeszcze żywym i sobą. On staje się ciałem żyjącym w instytucji, dla instytucji, aby być uważanym, jako część integralna swoich własnych fizycznych struktur” 

(z Corpo e istituzione [Ciało i instytucja], 1967)

[ ……….ale czy rzeczywiście istnieje „na zewnątrz”?]

„Aby rzeczywiście zająć się „chorobą” powinniśmy mieć możliwość spotkania jej poza instytucjami, i tutaj mam na myśli nie tylko, że poza instytucją psychiatryczną, ale na zewnątrz każdej innej instytucji, której funkcją jest etykietowanie, kodyfikowanie i utrwalanie w stałych rolach tych co do nich należą. Ale istnieje naprawdę na zewnątrz, gdzie i z którego można działać najpierw zanim instytucje zniszczą nas? 

(z Il problema della gestione, [Problem zarządzania] 1968)



[………….wyleczenie ma swoją cenę]

„"Instytucja psychiatryczna ma w sobie, w swoim charakterze przemocowo – przymusowo –dyskryminującym, jedną funkcję społeczną i polityczną bardziej ukrytą: chory psychicznie, hospitalizowany i zniszczony w naszych szpitalach psychiatrycznych, nie jest tylko przedmiotem przemocy instytucji powołanej do chronienia zdrowych od chorób psychicznych; ani też tylko przedmiotem przemocy społeczeństwa, które odrzuca chorobę psychiczną; ale jest wszystkim, biednym, wydziedziczonym, który właśnie, dlatego, że brakuje mu siły przetargowej do przeciwstawienia się tej przemocy, zostaje ostatecznie na łasce instytucji powołanej do jego kontroli. 

Uświadamiając sobie to, każdy wywód czysto techniczny kończy się. Jakie znaczenie może mieć tworzenie nowej ideologii naukowej w dziedzinie psychiatrii, jeżeli, badając chorobę, cały czas następuje zderzenie z klasycystycznym charakterem nauki, która powinna ją studiować i leczyć ? Niemożliwość wyleczenia chorego kryje się często w rodzaju miejsca, w którym jest pacjent hospitalizowany. Ale ten rodzaj nie zależy bezpośrednio od choroby; wyzdrowienie ma cenę, często bardzo wysoką i dlatego jest to bardziej sprawą ekonomiczno-społeczną niż techniczno-naukową” 

(z Morire di classe [Umrzeć z klasą], 1969)

[ …………. Umieszczenie “choroby” w nawiasie]

..”Ponieważ mamy ograniczony poziom naszej wiedzy w dziedzinie chorób psychicznych (w szczególności schizofrenii, której znamy różne rodzaje ekspresji, ale prawie nic nie znamy jeżeli chodzi o etiologię) nie możemy cały czas „odkładać na bok” chorych w oczekiwaniu na osiągniecie lepszego zrozumienia tego dlaczego cierpią, zwiększając ich cierpienie poprzez zamykanie ich i ich segregację; postarajmy się natomiast „odłożyć” chorobę jako pustą definicję i proste etykietowanie, próbując dać możliwość życia i komunikacji, takiej która pozwoliłaby, aby wspólnie pojawiły się i uwolniły elementy, które byłyby w stanie dać nam jakieś wskazówki dla przyszłych badań. Jeżeli choroba pozostaje przykryta przez chorobę instytucjonalną, to nigdy nie będzie możliwe, aby wyjść z tej totalnej identyfikacji, która nie daje nam żadnej możliwości, aby zrozumieć”. ..

(z Introduzione generale ed espozizione riassuntiva dei vari gruppi di lavori [Ogólne wprowadzenie i streszczone przedstawienie różnych grup roboczych], 1974)



czwartek, 13 października 2016

"Otwarty Dialog" - co to jest?

Daniel Mackler pracował przez 10 lat jako psychoterapeuta w Nowym Yorku. Parę lat temu pojechał do północnej Finlandii i nakręcił film o pracy z pacjentami w kryzysach psychotycznych. 

To nowe nieznane u nas jeszcze podejście do pacjenta, który w swoim kryzysie psychotycznym potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, wysłuchania, empatii i zrozumienia ze strony słuchającego nazwano "Otwartym Dialogiem" - zobacz film z polskimi napisami. 

W Otwartym Dialogu to pacjent decyduje, w jakich warunkach ma przebiegać rozmowa, czy u niego w domu, czy w innym miejscu. To również pacjent decyduje czy chce rozmawiać o swoich problemach w obecności członków jego rodziny i innych mu bliskich osób czy woli  być sam na sam z zespołem terapeutów. 


Daniel Mackler nakręcił jeszcze kilka innych filmów i zdecydował się na udostępnienie ich na YouTube bezpłatnie i wyjaśnia dlaczego:
 …” Zdecydowałem się umieścić wszystkie moje filmy na Youtube bezpłatnie, ponieważ chcę się nimi podzielić z ludźmi na całym świecie. W dalszym ciągu można je kupić na DVD, nie chcę jednak, aby pieniądze przeszkodziły komukolwiek w odebraniu przesłania. Niech się upowszechnia rewolucja w sektorze zdrowia psychicznego!..”
W Polsce osoby, które uczestniczyły w szkoleniach z zakresu „Otwartego Dialogu” starają się również wdrażać to nowe podejście do pacjenta. Pierwsze pozytywne efekty takiego podejścia możemy już zobaczyć czytając sprawozdanie z pracy zespołu "OD" z Poznania


piątek, 15 kwietnia 2016

Porządny wpierdziel

Dorota Wellman  w obronie psa tak uderzyła mężczyznę, że stracił on przytomność. Komentarze pod tym tekstę są szokujące. Ile osób a szczególnie kobiet ją podziwia za reakcję i odwagę i mówią jej "brawo". Czy to nie jest nawoływanie do przemocy kobiet wobec mężczyzn?

Czy gdyby to kobieta znęcała się nad psem i jakiś mężczyzna doprowadziłby ją do utraty nieprzytomności to tez otrzymałby te wszystkie "brawo"? bardzo dobrze  Pan zrobił, należało się jej?

Jaka jest różnica między biciem psa na ulicy a doprowadzeniem do nieprzytomności człowieka? Czy pies ważniejszy od człowieka? Czy mężczyzna to nie człowiek? Inaczej nie można było zareagować? 

Kto zneca się nad zwierzetami ma problem ze sobą. Jest emocjonalnie niezrównoważony a kto tak reaguje emocjonalnie jak Dorota Wellman tez swoich emocji nie kontroluje. Zachowanie mężczyzny i Doroty Wellman jest karygodne. Tak jak karygodne są komentarze pod tym tekstem.

A to jeden z komentarzy: 
.." I bardzo dobrze zrobiła. Ktoś, kto bije bezbronne stworzenie to zwykły śmiec i zasłguje na porządny wpierdziel. Niech zobaczy jak to fajnie.." 
No cóż, tak sobie myślę ilu to rodziców, codziennie, musiałoby dostawać taki porządny wpierdziel? 


Nikt nie rodzi się przemocowy tylko się staje. Chcemy wyeliminować przemoc wobec zwierząt? To najpierw trzeba wyeliminować przemoc wobec dzieci a ta wobec zwierząt automatycznie zniknie!





Załącznik do aktu urodzenia.



Jak szybko i skutecznie podnieść świadomość w społeczeństwie o tym jak szkodliwa jest przemoc i zaniedbania w dzieciństwie  i jak niszczą one zdrowie psychofizyczne nie tylko dzieci, ale również ich zdrowie kiedy dorosną.  Jak zacząć przerywać to błędne koło przemocy i zacząć "produkować" Emocjonalnie Dojrzałych dorosłych? PROSTE, bardzo proste!
Profilaktyka zdrowia psychicznego nie jest popularna nie tylko w naszym społeczeństwie, ale na całym świecie. Intensywnych kampanii  nie mamy. Politycy wcale nie są nią zainteresowani. Oni wolą topić pieniądze w służbę zdrowia, która coraz bardziej nie radzi sobie ze wszystkimi chorymi obywatelami. 

Wszystkich, za jednym razem, oczywiście nie da się "uzdrowić", ale z pewnością będą tacy gotowi na natychmiastowe zmiany. Potem będą tacy, którzy potrzebować będą trochę więcej czasu, inni jeszcze trochę więcej od tych pierwszych, a będą i tacy, którzy na wiedzę będą zamknięci na początku i trudno będzie do nich dotrzeć w krótkim czasie. To jest sprawa na działania podzielone na krótko -, średnio - i długoterminowe. Pomysłów i rozwiązań może być wiele i np.:

Załącznik do aktu urodzenia, to pierwszy krok do podniesienia świadomości i uświadomienie nieświadomym rodzicom, co robią własnym dzieciom, a przy okazji sobie samym. 

Potrzebny jest załącznik, po kosztach praktycznie zerowych, który dostarczy rodzicom podstawową wiedzę i zachęci ich do zgłębiania tej wiedzy już na własną rękę lub przy wsparciu osób trzecich.

Co każdy rodzic musi wiedzieć:
1. Co to jest przemoc fizyczna.
2. Co to jest przemoc emocjonalana.
3. Co to jest przemoc werbalna.
4. Co to jest wykorzystywanie seksualne.
5. Rodzic musi wiedzieć, że jego dziecko ma mózg? i co się w nim dzieje jak doznaje przemocy i zaniedbań od osób, które powinny go chronić i dbać o nie. 

Rodzic składa pisemne oświadczenie, że nie będzie stosował żadnej przemocy wobec dziecka i nie będzie go zaniedbywał, a jak rozstanie się z drugim rodzicem dziecka, to nie będzie utrudniał kontaktów.

Takie oświadczenie powinno stanowić integralną cześć aktu urodzenia wydanego rodzicom przez Urząd Stanu Cywilnego dla każdego dziecka.  A rodziców dzieci już narodzonych zobowiązałabym do złożenia takiego oświadczenia w żłobkach, przedszkolach i szkołach.

A DZIEŃ DZIECKA POWINIEN BYĆ OBCHODZONY TAK! - czytaj 

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Służba zdrowia



Czytam, że Joanna Mucha szokuje swoimi wypowiedziami. No cóż, trochę, a właściwie dużo racji w tym co mówi jest. Może warto byłoby przyjrzeć się bliżej zarówno chorym jaki i całej naszej służbie zdrowia.

O co lekarz pyta pacjenta na wizycie? Interesuje go stan emocjonalny i uczucia pacjenta, jego relacje z bliskimi? Jego problemy osobiste i te zawodowe? Ile czasu spędza pacjent na wizycie u lekarza? Z czym wychodzi z gabinetu ? 

Od lekarza wychodzi się z garścią pełną recept i przekazami na badania i z niczym więcej. Pacjenta traktuje się jak bezmózgowca pozbawionego uczuć. A przecież wszystko zaczyna się w mózgu i od naszych stanów emocjonalnych. 

Ilu hipochondryków odwiedza lekarzy i robi sobie badania? Nie tylko osoby strasze są hipochondrykami ale również wśród młodych ten problem istnieje i wiele osób, zbyt wiele, chodzi do różnych lekarzy i specjalistów niepotrzebnie. Tym ludziom potrzebna jest dobra psychoterapia i wsparcie a nie lekarstwa i specjalistyczne badania.

Wiem co mówię bo też byłam hipochondryczką i wiem ilu lekarzy niepotrzebnie odwiedziłam i zabrałm im czas, ilu niepotrzebnym i drogim badaniom się poddałam, na tomografi komputerowej skończyłam, bo nic innego nie można było już zrobić! Ile kasy wydałam na lekarstwa; ile się ich najadłam; ile państwowej kasy zostało na mnie niepotrzebnie wydanej!.

To że byłam hipochondryczką nie dowiedziałam się od lekarza  ale sama odkryłam porzez własną lekturę. Kiedy to odkryłam  i wyszłam z hipochondrii zaczęłam zastanawiać się dlaczego żaden lekarz nie powiedział mi, że jestem hipochondryczką. Czy oni o tym nie uczą się na studiach? 



Tak więc Joanna Mucha nie mówi dziwnych rzeczy, mówi prawdę. Dużo starszych osób nie tylko jest hipochondrykami ale żyje samotnie i ma potrzebę kontaktów międzyludzkich. Lekarza traktuje jak znajomego z którym można sobie pogadać i ponarzekać.  

Potem jest dużo osób z problemami psychosomatycznymi, należą do nich: ataki paniki objawiające się w różny sposób, kołatanie serca, duszności, potem mamy całą gamę bólów kręgosłupa, żołądka, jelit, bóle głowy. Lekarze wystawiają błędne diagnozy, nie wiem czy z niewiedzy czy specjalnie, żeby dać zarobić przemysłowi farmaceutycznemu. Wysyłają na różne niepotrzebne badania. 

Moja mama np. od niepamietnych lat ma ataki paniki a leczona jest na serce. Ile razy wołana była do niej karetka pogotowia. Jechała do szpitala, wszystkie badania robili i nic nie znajdowali. Pomimo, że serce zdrowe i nie jeden lekarz jej tego zazdrościł, a lekarz rodzinny ładował jej  lekarstwa na serce.

A przy ataku paniki wystarczy przytulić pacjenta, pogłaskać, żeby się uspokoił i mu przechodzi. Jednego razu moja mam osunęła się rano na ziemię przy takim ataku paniki, nie mogłam jej podnieść, pomimo że jest filigranowa. Prosiła mnie, żebym zadzwoniła po pogotowie a ja powiedziałam jej, że nie zadzwonię, bo zaraz jej to przejdzie. Kołdry położyłam na podłodze, przykryłam ją, przytuliłam, uspokoiłam i po 2 minutach na własnych nogach poszła do pokoju i się położyła do łóżka. Po takim ataku, rzeczywiście człowiek jest bardzo zmęczony i osłabiony ale szybko wraca do sił, nawet w podeszły wieku. Ataku dostała rano a popołudniu, już gotowała obiad i prasowała :) Ile zaoszczędzonej państwowej kasy? Ataki paniki cały czas sie pojawiają ale już nikt pogotowia do nie nie woła. Trzeba pacjentów edukować i uczyć ich jak nie chcą poddać sie dobrej terapii jak mają sobie z takimi atakami paniki radzić a nie leczyć ich na serce.

Jak długo jeszcze pacjent dla lekarza będzie bezmózgowy i pozbawiony uczuć? 

Traumy z dzieciństwa wyłażą w dorosłości - czytaj
Idealny szpital - czytaj
Nasze uczucia - czytaj
Kręgosłup - czytaj



To tylko kilka przykładów dalej można samemu szukać. Profilaktyka zdrowia psychicznego na gwałt jest potrzebna a nie wkurzanie się na ludzi, którzy widzą, że służba zdrowia nie funkcjonuje i jest beczką bez dna do której ładuje się pieniądze a ludzie ciągle chorzy.

piątek, 25 marca 2016

Aborcja TAK! - Aborcja NIE!

Dyskutują wierzący i niewierzący. Dyskutują kobiety i mężczyźni. Dla wierzących aborcja to zbrodnia a dla niewierzących zbrodnią nie jest. Kobiety mówią, że to ich ciało i właściwie to mężczyźni nie powinni wypowiadać się w temacie aborcji.

No to jak jest z tym równouprawnieniem? Kobiety nadal walczą o swoje prawa o równouprawnienie z mężczyznami a w tej kwestii chcą prawo mężczyznom zabierać. Wygląda na to, że kobiety chcą jakiegoś "wybiórczego równouprawnienia" nie dla siebie ale dla mężczyzn, gdzie decyzję w jakich kwestiach mężczyzna może się wypowiadać decyduje kobieta a nie mężczyzna. Tak być nie może.

Problem aborcji to nie tylko problem kobiet i mężczyzn, wierzących i niewierzących. To również a właściwie przede wszystkim problem dziecka i jego dobro a nie dobro dorosłych.

Stronami tego sporu, oprócz wierzących i niewierzących kobiet i mężczyzn, jest również dziecko, które ma lub nie ma przyjść na świat i nikt więcej stroną w tym sporze być nie może, tym bardziej Państwo, którego polityka prorodzinna nie dba o dziecko, bo nie gwarantuje mu godnego i wolnego od przemocy dzieciństwa

Wydać na świat dziecko i namawiać do rodzenia dzieci to nie sztuka ale respektować je jak człowieka z poszanowaniem jego praw okazuje się, że powszchenie jest bardzo trudne nie tylko dla rodziców ale i dla Państwa.

Wierzące i niewierzące kobiety i mężczyźni dyskutują zajadle, nikt nie pyta dziecka czy ono rzeczywiście chce się urodzicic. Niestety dziecko nie ma głosu w tej sprawie i nie może się wypowiedzieć. Natura takiej możliwości mu nie dała a to wielka szkoda!  



i mężczyzn!

Prawo do życia największą wartością jest mówią dyskutujący a ktoś na to tak odpowiada: 
.."O jakim prawie do życia Pan tu mówi. W Syrii zgineło już około 300.000 ludzi.Zabijani są przez chrzescijan, prawosławnych, muzułmanów i wszystkich innych. Polskie Państwo skazuje ciężko chorych na śmierć nierefundując drogich terapii, miliony Polaków przymiera głodem! Jakie prawo do życia? Zeby robić za kule armatnie czy tanią siłę roboczą? Wywalcz Pan prawo do godnego życia dla wszystkich a potem walcz Pan o swoje dobre samopoczucie kosztem cierpienia ludzi, którzy z kalectwem, biedą i społecznym odtrąceniem muszą walczyć 24 h na dobę. W imię Pana dobrego samopoczucia!..."
Życie poza macicą kobiety dla tych ludzi już nie jest wielką wartością! to dla nich nie jest żadna zbrodnia?

Ile młodzieży odbiera sobie życie? a ile próbuje popełnić samobujstwo? statystyki są przerażające. Czego musiało doświadczyć takie dziecko? Czy życie takich dzieci było wielką wartością dla ojca i matki i Państwa?

Co jest dobre dla dzieka, co lepsze? nie urodzić się?  czy urodzić się niechcianym i być niekochanym? 


Jeden z dyskutujących pisze o kobiecie, która zdecydowała się na aborcje i ..."teraz leczy się psychicznie bo uważa się za zabójczynię i mordercę" . Trudno nie czuć się tak skoro ze wszystkich stron słyszymy takie hasła w naszym społeczeństwie. To tak samo działa kiedy rodzic mówi dziecku, ze jest debilem to dziecko pomimo, że nim nie jest w to uwierzy. Wystarczy usłyszeć raz jedno słowo i jak nie ma się własnego zdania to i dorosły to wszystko przyjmie za prawdę! -  czytaj



czy rzeczywiście? Czy nie gorszym holocaustem jest ten? - czytaj

Pisze jeden z dyskutujących tak:

.."Chore dzieci to dramat ale i wyzwanie. A dziś wielu by chciało żyć: lekko i przyjemnie. Bez problemów. Bo dzieci to kłopot a chore dziecko to kula u nogi... 
Egoizm ludzki i jego konsekwencje..."

A więc przeciwnikom aborcji i nie! egoistom proponuję zorganizować się tak, aby mogli oni przyjmować do swoich domów wszystkie niechciane dzieci i te z poważnymi problemami, oczywiście beż żadnego wsparcia finansowego i psychicznego ale my egoiści będziemy ich kontrolować codziennie, żeby wobec tych dzieci nie stosowali przemocy, zaspokajali potrzeby emocjonalne tych dzieci i zapewniali im godne warunki życia w tym materialne. W przypadku nie wywiązywania się z tego obowiązku, surowe kary pieniężne zostaną im nałożone.

piątek, 18 marca 2016

A co z ofiarami wykorzystywanymi seksualnie przez matki?

Mamy ofiary wykorzystywane seksualnie przez ojców i mężczyzn i mamy ofiary wykorzystywane przez matki i kobiety.

Wszystkie organizacje, stowarzyszenia i fundacje od lat istnejące i działające na rynku mają na uwadze tylko ofiary wykorzystywane przez ojców, następna kampania o wykorzystywaniu seksualnym dzieci przez ojców.

Czyżby ofiary wykorzystywaniania przez matki nie były tak samo ważne? One mają milczeć i nie otrzymywać wsparcia?


środa, 16 marca 2016

Szkoła i współzawodnictwo

z ksiązki Paolo Crepet "Nie potrafimy ich słuchać" 
[Non siamo capaci di ascoltarli] - link

Konferencja w znanej narciarskiej miejscowości. Pogoda jest brzydka, wyciągi są ale nie są czynne, więc przyszło mi posłuchać kilku miejscowych, młodych instruktorów jazdy na nartach. Po zakończeniu konferencji zaprosili mnie na kolację: współbiesiadnicy w większości to instruktorzy, osoby sympatyczne, absolutnie nie nadęci czy małomówni, tak jak to z reguły my ludzie  myślimy o góralach.
Po zakończeniu długiej rozmowy, jeden z nich, szczególnie otwarty i ironiczny poradził mi, żebym częściej przyjeżdżał do tej miejscowości, ponieważ jego zdaniem, okres wakacji zimowych jest niezwykłym obserwatorium dla tego, kto chce analizować lepiej włoskie rodziny od środka. 

Poprosiłem go, żeby mi wytłumaczył dlaczego. - Podam Panu jeden przykład - powiedział instruktor jazdy na nartach. - My wszyscy którzy pracujemy na śniegu ustaliliśmy wspólnie jedną zasadę taką, żeby nie przyjmować do naszej szkółki dzieci poniżej czterech lat, ze zrozumiałych powodów ortopedycznych. Dobrze, to niech Pan zgadnie ilu rodziców kłamie, co do wieku dziecka, żeby nie straciło nawet jednej zimy?
Jest to prawda czy młody instruktor przesadza?

Jutro wystarczy pospacerować sobie przy wyciągach, powiedział. W końcu zostały naprawione. Żeby przekonać się, że mamy rację powiedział: wszędzie będą rodzice zajęci dokładnym ubieraniem własnych dzieciaczków, które są lub nie są w stanie stać na własnych nogach na śniegu, jak miniaturowych olimpijczyków.


Żeby mnie bardziej przekonać, młody instruktor radzi mi, abym pojawił się przy ceremonii zakończenia tygodnia, w sobotę popołudniu.

Tydzień na śniegu, żeby mógł zostać uznany za ważny, musi zakończyć się oczywiście zawodami na śniegu, z furtką na starcie, chronometrami, mini pucharami dla małych zwycięzców. Mały tłum dorosłych i dzieci zebrany w pobliżu domku skąd startuje slalom, na szczycie zjazdu. Dzieci - wszystkie bardzo małe - stoją już w kolejce, kolorowe i obcisłe kombinezony, kaski z dodatkami, najmodniejsze okulary, numer zawodnika dobrze widoczny. Jeden za drugim oczekują na swoją kolejkę na starcie. Trzy, dwa, jeden .... strat! Włączają się chronometry, dzieci odpychają sie kijkami, żeby szybko nabrać prędkości, po obu stronach furtki, na starcie, rodzice klaskają i krzyczą jak szaleńcy. Jeden z nich - czterdziestolatek, szczególnie przeżywający te zawody - krzyczy do synusia, który rusza do zjazdu, błagając - Ugryź tą furtkę! 

Wieczorem, w hotelu, spotykam grupę tych rodziców nadal przeżywających wyczyny swoich małych zwycięzców. Na moje powątpiewające uwagi odpowiadają z niedowierzaniem. - Gdzie Pan żyje? - mówi mi jedna z nich. - To jest społeczeństwo współzawodniczące i im wcześniej moje dziecko nauczy się tego tym szybciej będzie w stanie bronić się i iść do przodu w życiu.
A czy rzeczywiście jest tak jak mówi ta pani, wszystko takie oczywiste i przewidywalne? I to jest jedyna pedagogika, którą możemy, potrafimy i chcemy zaoferować naszym dzieciom? Oczywiście, współzawodnictwo jest częścią rozpowszechnionej kultury i jest ona podzielana przez wielu, nawet z tych środowisk, których byśmy o to nie podejrzewali: ile pokoleń dzieci widziało Zecchino d’oro? [Festiwal piosenki dla dzieci]. A czy zakonnicy z Antoniano di Bologna nie zmieniają zabawy w zawody? Co ma wspólnego zamiłowanie do muzyki ze współzawodnictwem śpiewania? Nie zastanawiają się nad tym z jakim lękiem muszą sobie radzić te dzieci, które mają występować przed milionami telewidzów, jaki niepokój mogą czuć na myśl, że zostaną odrzucene, przegrają?

Dokładnie tak, ten instruktor nauki na nartach miał świętą rację, że wakacje są dobrym okresem obserwacji: patrzyłem na tych rodziców takich pewnych i pogardzających, ludzi cały czas zdolnych do rządzenia i stawiania wymagań. Jeżeli są tak zmęczeni, nie potrafią wygospodarować sobie jednej godziny spokoju lub rozmawiać i to tylko podczas jednego białego tygodnia, to kto wie jacy będą w następnym tygodniu, kiedy w końcu wrócą do neurotycznej codzienności ich naturalnego habitatu.

A czy współzawodnictwo rzeczywiście jest jedynym możliwym prawem, żeby przeżyć w naszym społeczeństwie? A czy rzeczywiście osoby współzawodniczące i wygrywające są również tymi najbardziej pogodnymi i szczęśliwymi? A czy szkoła jest rzeczywiście zobligowana spełniać ,za wszelką cenę, tego typu żądania części społeczeństwa, żeby zrobić ze wszystkich dzieci małych menagerów? A może mogłaby spróbować być również miejscem spokojnym, potrafiącym nauczyć jak przeżyć również te dzieci, które nie chcą stać się gladiatorami ale wrażliwymi osobami? 

Mediolan, kilka dni później. Spotkanie w siedzibie Assolombarda z młodzieżą ze szkoły średniej: rozmawiamy o wchodzeniu na rynek pracy. W pewnym momencie, spóźniony, wchodzi dyrektor, żeby tylko pozdrowić i zaraz wrócić do swoich zajęć. Mówi sensowne rzeczy, wygląda na dobrego ojca który zna sekrety życia i uważa, że młodzież jest trochę niedorozwinięta umysłowo. Podczas swojej przemowy wypowiada jedno zdanie które mogłoby wydawać się banalne, w rzeczywistości jednak ma duże znaczenie: - .. „No i potem, moja droga młodzieży, zapamiętajcie sobie dobrze, że w życiu trzeba mieć dobrze wyostrzone zęby .. „-. Pojawił się wielki nauczyciel, myślę sobie.

Podczas przerwy pytam się grupy młodzieży co myślą o tym co powiedział dyrektor. - Zaraz widać, że ten typ wie jak żyć - mówi mi jeden z grupy, który wygląda na rzecznika - to człowiek wygrywający, nam podobają sie takie osoby jak on.... A z czego wynika to, że on jest wygrywającym? Pytam go. - Czy to możliwe, że nie zrozumiał Pan tego? Jeżeli chce Pan przekonać się rzeczywiście to niech Pan pójdzie tym pierwszym korytarzem, przejdzie do końca, wyjdzie na chodnik, po lewej stronie zaparkowany jest jego czarny Mercedes, który nie wiem nawet jaki jest długi ... mój ojciec ma Pandę: z tych dwóch kto zwyciężył, według Pana? Jeżeli do zwycięstwa potrzebne są ostre zęby, to będziemy je sobie piłować co wieczór, zamiast myć je sobie pastą do zębów. Prawda?

Może ta młodzież i ma swoje racje. Jeżeli nie chcemy być czystymi duszyczkami i obejrzymy się wokół siebie, to trudno nie zauważyć, że znaczna część naszych dzieci urodziła się i wyrosła z takim tokiem myślenia, wydaje się, że znajdują poczucie bezpieczeństwa tylko we współzawodniczących dorosłych, trochę cyniczni ale pewni siebie, którzy z całym przekonaniem wierzą, że życie albo jest zwycięstwem lub nie, dozwolony jest każdy środek, żeby osiągnąć ten cel. Z taką wizją rzeczywistości, nie tylko zasady etyczne i te moralne ale nawet niezbędna ocena zdolności stają się niewygodną przeszkodą. Osiągnięcie celu demonstruje się machając symbolami, które nasze społeczeństwo wyraźnie narzuciło jako emblematy sukcesu: władza, pieniądze, otaczanie się niepotrzebnymi rzeczami, arogancja, przemoc. I takich rodziców chciałaby mieć większość dzieci, takiego nauczyciela życia?

Od czasu do czasu, podczas dyskusji w której uczestniczę, wstaje ktoś i wygłasza swoje kazanie, grzmi przeciwko „społeczeństwu, które utraciło podstawowe wartości” często są to osoby z kościoła, które potem, kiedy przychodzi miesiąc maj, punktualnie proszą płatników o 1 promil: pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze, oczywiście nie pomoc. A więc dlaczego dzieci nie miałyby przyjąć takich zasad, przyjąć je jako własne, z takim samym przekonaniem, jak to zrobili ich rodzice?

Rozglądając się wokół nas, znalazłby się inny punkt widzenia, mniej rzucający się w oczy: można by zacząć dyskutować o wychowaniu opartym na innych kryteriach, gdzie emocje i związki uczuciowe mogą funkcjonować nie jako ograniczenia ale jako katalizatory indywidualnych zdolności. Może nasze społeczeństwo mogłaby odkryć na nowo radość i zegar planowania przyszłości dla przyszłych pokoleń, innej od tej z góry przewidzianej i monotonnej, mniej akceptowanej ale bardziej kreatywnej .

List do dziecka w łonie matki

z ksiązki Paolo Crepet "Nie potrafimy ich słuchać" 

[Non non siamo capaci di  ascoltarli] - link



Jeżeli byłbym poproszony o napisanie listu do dziecka, które ma się wkrótce urodzić, napisałbym tak:   
Jak do tej pory odbierałeś, poprzez wody płodowe i napiętą skórę brzucha mamy, ten świat? Co słyszały twoje jeszcze dobrze niewykształcone uszy o naszych lękach? Będziemy potrafili kochać ciebie bez stawiania wymagań, patrzeć na ciebie bez wypełniania twojej przestrzeni słowami, zaproszeniami, zakazami? Będziemy w stanie zauważać ciebie nawet kiedy nic nie będziesz mówić, respektować twój rozwój bez obciążania go wyrzutami sumienia i kłopotami. Będziemy potrafili przytulać ciebie w taki sposób, że nasz kontakt nie będzie pełnym napięcia albo szantażem emocjonalnym? 

Chciałbym, żeby twoje Święta Bożego Narodzenia nie były wypełnione prezentami - nieraz bezczelna oznaka naszej nieobecności - ale uwagą. Chciałbym, aby dorośli, których będziesz spotykał, potrafili być autorytetem, stanowczym i konsekwentnm: cecha najmądrzejszych. 

Konsekwencję, to chciałbym dla ciebie. I świadomość tego, że na świecie do którego zawitasz oprócz reguł są również związki i że jedne nie są mniej potrzebne od drugich ale są to twarze jednego i tego samego księżyca. 

Chciałbym, żeby ktoś nauczył Ciebie podążać bezwstydnie za emocjami tak jak to robią latawce z najbardziej nieprzewidywalnym wiatrem; wszystkimi, również tymi które sprawiają ból. 
Chciałbym, żeby powiedziano tobie, że życie zawiera w sobie śmierć. Ponieważ ból nie jest tylko pustą stratą ale uczuciem, wzbogaca pomimo utraty. Śmierć jest świadkiem, że najlepsi z nas pozostawiają innym, którzy są przekonani, że mogą mieć z tego korzyści: w ten sposób rodzi się wspomnienie, pamięć najpiękniejsza, którą jest historia naszej wspólnej tożsamości. 

Chciałbym, żeby ktoś nauczył ciebie, żebyś potrafił być sam, to uratowałoby tobie życie. Nie będziesz musiał gonić za przeciętnością, żeby wypełniać pustki, ani błagać o jedno spojrzenie albo godzinę miłości. 

Naucz się tworzyć życie wewnątrz twojego życia i wypełniać go fantazją. 

Kochaj twój niepokój dopóki będziesz miał siły i uśmiech, staraj się używać ich do zarażania innych, przede wszystkim tych najbardziej bojaźliwych i wrażliwych. Podaruj im twój odważny wiatr, słuchaj ich ciszy z zaciekawieniem, respektuj również ich zbyt duże lęki. 

Chciałbym, żeby osoba, która będzie kochała ciebie najbardziej, mogła kochać w tobie wszystko tak jak marynarz, który widzi swoją starą oddalającą się łódź i pływającą mądrze wzdłuż linii horyzontu. A ty wtedy będziesz nosił tą miłość ze sobą, ukrytą w twojej najgłębszej kieszeni. 

Przemoc wobec dzieci

























czwartek, 3 marca 2016

Kobiety bardziej przemocowe?



Z badań wynika, że Kobiety są trochę bardziej przemocowe od mężczyzn w związkach

Z przeglądu prawie 600 badań (371 600 osób) Martin S Fiebert z Long Beach Uniwersytetu w Kalifornii wykazuje, że kobiety są równie lub nawet bardziej przemocowe niż mężczyźni w związkach heteroseksualnych.

Po roku 2005 pojawiły się wyniki trzeciego badania z trzech największych badań dotyczących przemocy domowej prowadzonej przez Family Research Laboratory na University of New Hampshire (Straus & Gelles), przy wykorzystaniu środków z Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego, z dwóch poprzednich raportów w roku 1975 i 1994. W pierwszym stwierdzono, że 4,6 procent mężczyzn było ofiarami ciężkiej przemocy domowej ze strony kobiet a 3,8 % kobiet doznało przemocy ze strony mężczyzn.Natomiast z ostatniego badania wynika, że 4,5 % mężczyzn i 1,9 % kobiet.

Po 17 lat (raport został ukończony w 1992 roku, ale zaprezentowany w 1994) wynika, że przemoc wobec kobiet zmalała o połowę, a wobec mężczyzn pozostała na tym samym wysokim poziomie!

Z najnowszego raportu natomiast wynika, że w przypadku "ciężkiej przemocy fizycznej" : żony zgłaszały taką przemoc ze strony męża w 22 przypadkach na 1000, ale informują, że same ją stosowały wobec partnerów w 59 przypadkach na 1000.

Mężowie, z drugiej strony, mówią, że zostali zaatakowani przez partnerki w 32 przypadkach na 1000 a sami zaatakowli żony w 18 przypadkach na 1000.

Wspólnie małżonkowie deklarują, żony i mężowie, że mężowie stosowali przemoc wobec żon w 20 przypadkach na 1000, a żony wobec mężów w 44 przypadkach na 1000.

Tłumaczenie z tekstu szwedzkiego - czytaj

Stereotypy o kobietach, mężczyznach i rodzinie - czytaj 

Polecany post

Choroby psychiczne a przemoc doświadczona w dzieciństwie.