......... o tym dowiemy się jak przeczytamy tą historię do końca.
Z włoskiej ksiązki "Cuore di mostro" [Serce potwora]
Adria ma 26 lat. Kiedy miała 18 lat zabiła swoją matkę. Nigdy nie potrafiła żałować tego , że popełniła to zabójstwo. We więzieniu studiowała i w przyszłym roku ukończy studia na wydziale nauk humanistycznych. Jest wzorową więźniarką i pragnie zostać nauczycielką we więzieniach lub pracować w wolontariacie.
Zabicie mojej matki było aktem sprawiedliwości. Była to wiedźma. Również dla mnie, sprawiedliwości stało się zadość !. Był sąd, osądzono mnie i wymierzono mi karę, a ja zgadzam się odpokutować za moją winę. Zgadzam się na odbycie jej do końca. Ale chcę również, żeby sprawiedliwości stało się za dość również w stosunku do mnie. Razem z moimi braćmi znosiłam rzeczy nie do zniesienia, i jeżeli byłabym w jakiejś bajce, po zabiciu wiedźmy, stałabym się bohaterką. Zakończenie byłoby radosne: „wszyscy żyli zadowoleni i szczęśliwi”. Natomiast zaaresztowano mnie i oskarżono ponieważ zabiłam ją. Dałam jej dwa ciosy nożem a ona uciekła i zmarła w ogrodzie wspólnoty mieszkaniowej. Ale gdybym mogła, wbiłabym jej nóż jeszcze raz i jeszcze raz. Ale noże nie wymazują tak jak gumka do mazania. Ja wolałabym gumkę do mazania. Wołałabym móc ją wymazać z mojego życia !. Takie kobiety, takie matki, nie powinny się rodzić. Bóg nie powinien na to pozwolić. Nienawidziłam tak bardzo mojej matki, jak bardzo ją kochałam. Teraz już nie czuję do niej nienawiści i gdybym mogła cofnąć czas myślę, że nie zabiłabym jej ponieważ dzisiaj wiedziałabym jak przeciwstawić się jej, jak się przed nią bronić i jak bronić przed nią moich braci przed jej kłamstwami, od jej nienawiści. Dzisiaj wiedziałabym jak ją zabić bez zabijania. Ale nie zwróciłabym się do sądu, żeby pohamować jej okropne zachowanie. Głos dzieci nie jest słuchany, nie wierzy się w ich słowa, nie ma jeszcze miejsca na zgłoszenia przez nich przestępstw. A ja nadal nie żałuję, tak jak powinno się żałować, że zabiłam rodzica. Nie mam takich wyrzutów sumienia o których mówi ksiądz. I nie mam zamiaru wybaczyć jej. Żeby dokonać tak szlachetnego czynu potrzebny byłby rzeczywiście ktoś szlachetniejszy. Bóg, na przykład. Ja nie jestem wszechmogąca tak jak On ani jak ona była, moja matka; wszechmogąca jak bezlitosny bóg. W każdym bądź razie, teraz już nie żyje. Ale jestem pewna, że gdyby przeżyła, „przekręciłaby” sąd. Wmówiłaby, że była ofiarą wszystkiego i wszystkich podczas gdy była oprawcą. Prawdziwa wiedźma. Osoba tylko i wyłącznie niedobra. Tylko zło i nic więcej. Rak, którego nie idzie wyleczyć. I zanim zorientujesz się jaki on jest, już zdąży zająć tobie umysł, ciało, serce, duszę. A to co jest najgorsze to to, że ona nigdy nie miała co do siebie, żadnych wątpliwości. Myślała, że ma zawsze rację! Według niej ona była „doskonała” a to cały świat wokół niej mylił się. Nic nikt dla niej nie zrobił. Krzyczała głośno, że była nieszczęśliwa, została oszukana, zdradzona. A to ona właśnie tak robiła. A na dodatek przypisywała sobie prawo do oskarżania, szkalowania, karania, szantażowania. Była to kobieta bez godności. Bez wstydu.
A ja przez lata wierzyłam, że była to najlepsza kobieta na świecie, że mój ojciec był łajdakiem, okropnym mężczyzną takim jak ona go opisywała tak żebym się z nim nie spotykała i nie dowiedziała prawdy. Kiedy mój ojciec, w okresie kiedy był alkoholikiem, wyprowadził się z domu, ja miałam 6 lat, Carlo pięć, Altiero trzy, Giada dwa. I przyznaję, że na początku było nam wszystkim o wiele lepiej. Skończyły się awantury, okropne kłótnie, koniec z biciem. Moi rodzice bili się i grozili sobie nawzajem w naszej obecności. Z ich ust padały słowa, które wstydziłabym się powtórzyć. Mój ojciec używał wulgarnych słów i przeklinał. Ona natomiast opowiadała z najmniejszymi szczegółami potworne rzeczy które on zrobił a o których ona wiedziała lub tylko podejrzewała. Tak więc mój ojciec będąc prowokowany w taki sposób, pod wpływem alkoholu, niszczył wszystko. I mimo, że powtarzał, że to kłamstwa, że on nie kradł, nie miał żadnych relacji z innymi kobietami, że nikomu nic złego nie zrobił a jak już to była właśnie ona, która to wszystko robiła, to my my wierzyliśmy mamie ponieważ opowiadał zdarzenia z takimi szczegółami i w tak przekonujący sposób, że nie można było mieć nawet najmniejszej wątpliwości, że nie mówiła prawdy. Zapamiętam dokładnie jak go oskarżała.
Jednego razu, na przykład, wskazując na niego palcem, tak jak to zresztą zawsze robiła - wrzeszczała, że jest zbereźnikiem i że robił „sprośne rzeczy” z naszą opiekunką. Petulia była Angielką, do której ja, Carlo i Altiero byliśmy bardzo przywiązani a którą moja matka zwolniła, bez powodu, dwa tygodnie wcześniej. Dla nas była to straszna trauma. Carlo uciekł zatykając sobie uszy, Altiero narobił w majtki a ja rozpłakałam się podczas gdy ona pastwiła się nad nim krzycząc: „Widziałam jak ją rozbierałeś w komórce w garażu! Przez okno widziałam wszystko: rozebrałeś ją i lizałeś jej piersi!” Te brutalne słowa, wypowiadane w naszej obecności, na które mój ojciec tylko reagował krzykiem i przekleństwami, zapisały mi się w mojej pamięci: co sekundę wyobrażałam sobie mojego ojca liżącego piersi Petuli tak jak dziecko liże zachłannie loda. Te myśli mnie prześladowały do momentu, kiedy, w wieku ośmiu lat, kazałam mojej siostrze lizać moje piersi. Bawiłam sie tak ponieważ ona była taka mała, jeszcze rok wcześniej karmiona była piersią a ja chciałam dowiedzieć się co czuła Petulia bawiąc się z moim ojcem. Później dowiedziałam się, że nie było w tym nic a nic prawdy, że moja matka zmyśliła wszystko, żeby pozbyć się naszej opiekunki o którą była zazdrosna. Innego razu pokazała nam zdjęcia na których był nasz ojciec całujący w samochodzie jakąś jej przyjaciółkę. To nie były żadne skandaliczne zdjęcia, dawali sobie buziaka w policzek przy drzwiach samochodu na wpół otwartych. Ale mama powiedziała nam, mi, Carlo i Altiero (który zawsze zatykał sobie uszy, kiedy ona zaczynała mówić źle o ojcu), że te zdjęcia były dodatkowym dowodem zdrady ojca, i na dodatek jeszcze z jej najlepszą przyjaciółką! Na dodatek mama wysłała te zdjęcia do męża Giuli i teraz chciała naszej zgody na to, żeby wyrzucić tatę z domu „plując mu w twarz”. Powiedziała dokładnie tak. Po tych słowach Carlo napluł na nią a non go zbiła do krwi. Ja byłam zmuszona do spakowania walizek taty i pójść do Giuli, przyjaciółki mamy, żeby powiedzieć jej dwóm córkom, żeby nigdy już więcej nie przychodziły bawić się do naszego domu ani żeby nie bawiły się z nami na podwórku. Leda, Franca i ja objęłyśmy się płacząc rozpatrzone z powodu nienawiści dorosłych, którzy się rozstawali. Byłyśmy tylko dziećmi i miałyśmy prawo do wspólnych zabaw. Poza tym, nikt z nas nie wierzył w to co moja matka powiedziała. Dorośli nie mieli racji, kłamali, uprawiali jakieś niezrozumiałe gierki, którymi niepotrzebnie nas torturowali. My to wiedzieliśmy, my to przeczuwaliśmy.
Kiedy wróciłam do domu po pożegnaniu się z moimi najdroższymi przyjaciółkami, mojego ojca już nie było. W ten sposób straciłam go nawet nie mając możliwości pożegnać się z nim. Mojej matki też nie było w domu. Dowiedziałam się od Altiero, w szoku, że ojciec próbował ja udusić i razem z babcią pojechały na Pogotowie a potem na policję, żeby złożyć doniesienie na niego. Kiedy Altiero powiedział mi, że nie będziemy mogli nawet pójść go odwiedzić we więzieniu rozpłakałam się. Byłam zrozpaczona strasznie. Czułam się zagubiona, bez żadnej ważnej dla mnie osoby na tym świecie, bez nikogo kogo mogłabym kochać. I właśnie tamtego dnia płacząc zdałam sobie sprawę, że nie kocham już tej kobiety, którą nazywałam mamą. Ta myśl była straszna, myśl której w wieku 6 lat nie można znieść. Myśl, która przebiegała przez moją głowę przez cały czas kiedy płakałam zdesperowana. W końcu jednak byłam jak ogłupiała i nic nie pamiętałam. Moj umysł znieczulił się a moja złość zmieniała się w strach, niepokój. A gdyby i ona nie wróciła? A jeżeli nasz zostawiła? A jeżeli oddali mnie od domu, od mojego rodzeństwa po tych myślach jakie miałam o niej? A jeżeli odgadnie te moje myśli? Gdyby je odkryła, tak jak to robiła ze wszystkimi rzeczami które jej zagrażały?
Myślę, że potem był to strach, który sprawił, że byłam bardzo grzeczna, jej sprzymierzeńcem i całkowicie jej oddana. Przekonałam siebie - musiałam to zrobić! - że ona była dobra, że miała rację, że musiałam słuchać ją i jej pomagać. Mój strach, że mogę ją stracić przerodził się w całkowite uzależnienie od niej. Szczerze wierzyłam, że ją kocham. I rzeczywiście kochałam ją taką miłością która była pomieszana z nienawiścią, ambiwalencją i niejasnościami, podobną do jej miłości. Z dnia na dzień stawałam się taką jaką ona mnie chciała żebym była, podobna do niej, zadowalałam ją. Moja metamorfoza nastąpiła w momencie kiedy wróciła do domu z babcią z Pogotowia, po zgłoszeniu mojego ojca na policji. Była taka blada i słaba, z białym kołnierzem ortopedyczny na szyi i z okropnymi siniakami pod oczyma , że stało mi się strasznie jej żal. Również mama straciła kogoś. Ona również straciła tatę. To musiała być również porażka dla niej nie mogąc mieć u swojego boku mężczyzny, chociażby tylko po to, żeby go torturować i obrażać. A przede wszystkim nie miała już przyjaciółki Giuli, która była zawsze czuła i dyspozycyjna dla niej. Więcej niż siostra. Więcej niż prawdziwy krewny. Babcia natomiast wyglądała jakby wróciła z jakiegoś galowego pogrzebu. Cała w czarnym jedwabiu. Miała biało-czarny fular na głowie i podtrzymywała moją matkę ze smutkiem doskonałej aktorki. Nic nie mówiła i moja matka też się nie odzywała. Panował jakiś dziwny spokój w domu jak po jakiejś egzekucji. Tamtego dnia nie bawiliśmy się i nie jedliśmy. Elisa, kolejna nasza opiekunka, przygotowała nam kanapki i zaprowadziła nas do naszych pokoi. Potem wzięła Giadę i poszła do parku. Ja potrafiłam czytać i pisać dopiero od 8 miesięcy. Był maj. Napisałam list do mojej matki. Kilka zdań, pierwsze w moim życiu, którymi posłużyła się potem w sądzie w sprawie przeciwko mojemu ojcu” „Droga mamo” napisałam „proszę ciebie, żebyś już więcej nie cierpiała ponieważ tata bardzo ciebie skrzywdził. Twoje dzieci kochają ciebie i będą zawsze z tobą „.
Moja matka umiała mówić, systematycznie i starannie zbierała dowody, potrafiła odtwarzać wspaniale fakty w taki sposób, że jedno zdarzenie, przeanalizowane i poprawione przez jej interpretację, jej fantazje, wydawało się, że mogłoby pasować do innego, dostarczając właśnie takiej wersji dot. faktów jakich ona chciała. Bezwstydnie kłamała i potem podtrzymywała swoje kłamstwa z całkowitym spokojem. Tak jakby to była prawda. Prawda do której w końcu była całkowicie i ona przekonana. Zawsze pokazywała nam innych, wszystkich, ojca, krewnych, przyjaciół i sąsiadów, jako wrogów którym wcześniej czy później nie powinniśmy ufać. Twierdziła, że jedyną osobą na którą możemy liczyć naprawdę była ona. I rzeczywiście, przyjaciółki i przyjaciele i kochankowie, krewni i sąsiedzi, wytrzymywali krótko. Ponieważ po wciagnięciu ich do swojej sieci , moja matka, stopniowo, zaczynała ich prosić, w zamian za swoją oddaną obecność, za swoją opiekę prawie matczyną, za swoje dobre rady, o serię pożyczek i przysług oraz prezentów do których czuła że ma prawo. Ale jeżeli jej odmawiano, nawet tylko jeden raz, stawała się bezlitosna. Jednak nikt na początku nie zdawał sobie sprawy jaka ona jest naprawdę. Rzeczywiście moja matka nawiązywała z łatwością przyjaźnie ze wszystkimi; otwierała drzwi naszego domu mężczyznom i kobietom, których jednak selekcjonowała wybierając sobie tych bogatszych, ważniejszych, znanych z dzielnicy, wśród krewnych, wśród sąsiadów. Zajmowała się nimi w ten jej uprzejmy sposób, spokojny z szacunkiem i przedstawiała się im jako kobieta odważna, zdolna, dobra ale również bardzo nieszczęśliwa. Umiejętnie manipulowała nimi wykorzystując ich słabości i swoimi komplementami udawało się jej ich rozbrajać, opowiadała o tym, że została porzucona, zdradzona i podle oszukana ! Przede wszystkim przez mojego ojca i potem przez wiele, wiele innych osób z którymi się przyjaźniła, których była kochanką, z którymi współpracowała a którzy potem odsunęli ją od siebie. Jej wersja zdarzeń była zawsze taka, że przypisywała sobie szczerość, dobroć, dyspozycyjność a innym przypisywała chęć oszukania jej, wykorzystania, szkodzenia jej. W tym była rzeczywiście dobra również biorąc pod uwagę doświadczenia jakie zdobyła przy mojej babci.
Bo kiedy była dziewczynką, moja matka była bardzo związana ze swoją matką, żyła z ubocznych dochodów po tym jak jej ojciec opuścił rodzinę. Ten chory związek jaki łączył ją z jej matką już od najmłodszych lat wzmocnił się ponieważ były bez pieniędzy a ojciec, jak wyprowadził się z domu, nigdy nie poczuwała się do ich utrzymania. Moja babcia wychowana w domu dziecka, dwa razy była adoptowana a potem odrzucona przez pary, które początkowo chciały ją zabrać stamtąd. Była piękną kobietą, inteligentna i wspaniała ale pełna lęków, kompleksów, wyimaginowanych chorób! Nie potrafiła nić robić, nie miała ochoty pracować i miała okropny charakter! W ten sposób, po rozpadzie jej małżeństwa, szukała mężczyzn którzy by ją utrzymywali. Ale z nimi kłóciła się zaraz na początku z powodu zazdrości i pieniędzy. Były to powody, które sprawiły, ze moja matka zaczęła pracować już w wieku 17 lat. Ponieważ nie chciała być zależna od chwiejnych relacji swojej matki z jej kolejnymi mężczyznami i nie znosiła już więcej iluzji, że jeden z nich zostanie w domu, żeby zastąpić jej ojca. To ona utrzymywała swoją matkę ale jednocześnie czuła do niej urazę, straszną zaborczość tak jakby zamiast bycia córką była jej mężem. Była zazdrosna o jej kochanków a jednocześnie gardziła nimi ponieważ jej matka bez ogródek opowiadała o ich słabościach. I zawsze mówiła źle o ojcu, który je zostawił.
Pogardzanie mężczyznami stanowiło najsilniejszy ze związków jaki łączył moją matką z moją babcią.
Były jak dwóch spiskowców, które były zdecydowane, żeby usunąć wspólnego wroga tymi samymi technikami: oszustwem, uwodzeniem, kłamstwami, oszczerstwami, szantażem. Głupotę jaką przypisywały mężczyznom, rzeczywiście, sprawiała, że ich nienawidziły i starały się wykorzystywać ich na wszystkie możliwe sposoby. A potem zostawiać ich, grożąc i przy okazji, szantażować również dzięki temu, że miały w rękach wszystkie informacje, ciekawostki i słabości; o których mogły się dowiedzieć, zebrały i udokumentowały. Ta nienawiść do mężczyzn doprowadziła moją matkę do kolekcjonowania, od wieku 17 lat i następnych, wiele związków. Związki bardzo trudne, ambiwalentne, perwersyjne, na koniec których scenariusz był ciągle taki sam: uwiedziony mężczyzna, dużo starszy od niej, zostawał finansowo wykorzystany, szkalowany, szantażowany i potem zostawiony. I zawsze musiał odchodzić pokonany, rozczarowany i z pustym portfelem! Jak nie nawet zostawiając czek na wysoką kwotę na zakończenie.
Moja matka używała tej samej techniki również z pracodawcami. Wybierała sobie dokładnie osoby najbardziej uczynne, ludzkie a przede wszystkim z bardzo dobrą reputacją społeczną, osaczała je opowiadając im swoje tragedie, była całkowicie do dyspozycji a przez pewien okres, robiła tak, żeby uwierzyli, że znaleźli prawdziwą perłę. Osobę wartościową, dobrą, zaufaną, inteligentną, łagodną, zdolną. A przede wszystkim wierną. Kiedy, stopniowo, oni otwierali przed nią swoje serce i nabierali do niej zaufania, moja matka zaczynała nabierać władzy. Tak jak służący z filmu Losey, dzień po dniu, ukradkiem wślizgiwała się w ich życie, kierowała nimi, przejmowała nad nimi władzę i zmieniała ich związek z nią w pewną zależność.
Jeżeli potem zaczynali rozumieć, protestować lub próbowali 6 zmieniać reguły gry, pokazywała, że jest obrażona, zmartwiona, uległa, aż do momentu kiedy znowu widziała, że może wziąć w swoje ręce sytuację. Natomiast kiedy zauważyła, że haczyk został połknięty, wyciągała szpony, groziła i zaczynała grać pokazując, że zebrała, z cyniczną dokładnością, serię elementów, które mogły mu przysporzyć kłopotów. Szum jaki robiła był taki a groźby takie niewiarygodne i fałszywe do których była zdolna, że wielu z nich, żeby tylko uwolnić się od niej woleli zapłacić jej.
Moja matka, wtedy, przekonywała siebie, że miała rację i że inni byli w jej łasce i niełasce ponieważ słabi, wystraszeni, winni. Nie widziała tego niesmaku jaki wywoływała w innych ani gniewu i pogardy. Była całkowicie skoncentrowana na tym aby siebie wspierać i przyznawać sobie rację. A nawet to ona osądzała, mówiła źle o innych, okazywała swój gniew i niesmak. Jeżeli nie byłabym obecna tysiące razy przy tych ohydnych gierkach razem z moim rodzeństwem, mogłabym nawet wierzyć jej.
Zresztą, jej specjalność tak zresztą jak i babci było odgrywanie roli ofiary. I może przedstawiała siebie jako ofiarę ponieważ w środku czuła, że nią jest! Nie było miejsca na nic innego jak tylko na jej ból, gniew za odrzucenia, których doznała. Nic nie było zbyt dobre dla niej. Żadne uczucie, żaden szacunek, żaden majątek wystarczyłyby jej, żeby przerwać wir zła i wypełnić pustki jakie miała w środku. Szukała doskonałości u innych ale kiedy odkrywała u nich chociaż najmniejszą słabość, jej zaufanie znikało. Czuła się zdradzona i z tego powodu uprawniona, żeby w drugiej osobie ponownie, widzieć, że nikt nie jest „absolutnie”, „całkowicie”, „na zawsze” godny zaufania. Nikt nie jest „doskonały”.
W stosunku do nas jako dzieci nasza matka wydawała się czuć tylko i wyłącznie tą agresywną i despotyczną zaborczość, którą w końcu, okazywała w stosunku do wszystkich tych którzy wpadali w jej sieć. Nie miała żadnego respektu w stosunku do naszych uczuć , poniżała nas słownie i okropnie karała, nie lubiła nas słuchać lub zaspokajać naszych potrzeb. Delegowała innych do naszego wychowania, ale wymagała, żebyśmy byli grzeczni, uprzejmi, brali udział w jej gierkach.
Rozpieszczała nas przekupując nas prezentami i pieniędzmi a potem szantażowała nas podkreślając właśnie to co nam dała. Poza tym nie znosiła najmniejszego przeciwstawienia się jej.
Kiedy miałam 16 lat dowiedziałam się, że nie byłam dzieckiem mężczyzny który mnie wychowywał i którego nazywałam „tatą”. Moja matka powiedziała mi o tym „sekrecie” kiedy przeciwstawiłam się jej, zmęczona tymi wszystkimi krzywdami, wybiegami, oszustwami przy których byłam obecna codziennie i piekielnego życia, które mielismy. Poza tym, Giada, ta najmłodsza z rodzeństwa, dla której praktycznie byłam matką, nie była już sobą i już w wieku 12 lat miała deliria.
Dlatego powiedziałam mojej matce, że chciałam razem z moją siostrą przeprowadzić się do taty, który dzięki 7 anonimowym alkoholikom, wreszcie po 13 latach, uwolnił się od nałogu picia i znalazł miłą i dobrą partnerkę. Mój ojciec który wrócił do pracy i zarabiał dobrze na filmach kupił duży dom, chciał nadrobić stracony czas, pomóc nam w rozwoju i odbudować z nami relacje oparte na zaufaniu i miłości.
Wiedząc w jaki sposób wychowywano nas i nie mogąc spotykać się z nami normalnie tylko w ukryciu, zwrócił się do Sądu dla Nieletnich z zamiarem wyrwania nas ze szponów naszej matki. Znalazł poważnych świadków i dowody na jej bezprawne oszustwa, kłamstwa i przemoc których - bez mówienia mi do końca o poważności tych spraw , żeby jeszcze bardziej mnie niepokoić - miał zamiar wykorzystać, żeby zabrać nas od niej. Jeżeli chodzi o Giadę, był przekonany, że moja matka poważnie zraniła Giadę narażając ją na okropne szoki ale nie wiedział jakiego typu, domyślał się tylko z bardzo niestabilnego zachowania moja siostry.
Kiedy powiedziałam jej to co chciałam zrobić, była wtedy w sypialni, w podomce, jak zawsze. Nie przerywając malowania się, patrząc na mnie przez lustro, powiedziała tylko: „Jeżeli chcesz, idź, idź. Ale musisz wiedzieć, że ty nie jesteś jego córką.
Pozostała trójka, tak! Ale ty nie. I on o tym wie. Ty jesteś córką starego zbereźnika, bogatego, który przez lata, podczas kiedy, utrzymywał nas ale teraz niestety już nie żyje. Już od 4 lat prowadzę sprawę przeciwko wdowie po nim i jego dzieciach, żeby odzyskać część twojego spadku. I prędzej czy później, wygram sprawę. Ale jeżeli teraz się wyprowadzisz z tych pieniędzy nie dostaniesz ani grosza! I nie staraj się przekonać twojego rodzeństwa, żeby mnie też zostawiło. Na to nie pozwolę. Ani tobie ani temu twojemu „przybranemu” ojcu ani sądowi.
Pamiętam, że wtedy był to pierwszy raz kiedy czułam, że chciałabym ją zabić. Żeby się od niej uwolnić, żeby uwolnić wszystkich aby zadość uczynić sprawiedliwości. Moja matka była potworem, który bez żadnego wstydu przedstawiał się moim oczom i ocenie mojego umysłu. Na początku myśl o zabiciu jej stanowiła pojawiała się czasami, przy eksplozji mojego stłamszonego gniewu w stosunku do niej, myśli której od razu wstydziłam się. I rzeczywiście pomimo, że rozczarowała mnie bardzo, pomimo że zaczynałam rozumieć kim była rzeczywiście, pomimo, iż nienawidziłam jej metod, kłamstw, oszustw, szantaży, niekończących się oszczerstw którymi się posługiwała, byłam jej całkowicie z pasja oddana i miałam potrzebę jej chronienia, bronienia, pomagania jej, zadowalania jej, dawania poczucie bezpieczeństwa, które przez cały okres mojego dzieciństwa karmiły moje myśli, że ją kochałam., teraz nie pozwalały na zaakceptowanie rzeczywistości. No i zostałam w domu i żeby poradzić sobie z tą nową porażką mojego serca i mojej nadziei, starałam się nawet ją imitować.To był najgorszy okres w moim życiu, kierowałam na siebie złość, próbowałam zabić moją duszę i poddać się jej. Szukałam w źle tego dobra, które przecież moja matka musiała mieć, schowanego w cieniu tej swojej niegodziwości. Ale to sprawiło tylko, że zaczęłam ją jeszcze bardziej nienawidzić. Pewna, że już mnie oswoiła, niszcząc jeszcze raz na moich oczach obraz człowieka, i będąc 8 przekonana, że będę stała po jej stronie, posłuszna uczennica, która uczyła się „jej” lekcji, zaczęła opowiadać mi swoje tajemnicze zamiary. To mnie przekonało, że to wariatka i że nikt nie będzie w stanie zapanować nad jej potrzebą ranienia tak aby mieć potem władzę nad innymi.
Chciała oddać im, poprzez paranoiczną ofensywę swoich spisków, ciosy jakie otrzymała od życia, z których żaden, w jej perwersyjnym umyśle, nie mógł pozostać nieukarany. To było powodem, że moja matka zarządzała naszą rodziną jak jakaś sekta i uznawała swojej kompetencje, nieprzenikalność, zwiększając zależność od niej każdego z nas i wszystkich osób , które przez pewien okres, kręciły się wokół nas. Ta zależność, nas dzieci, podsycana była w nas poprzez nasze coraz większe lęki i potrzeby, co cały czas, okazywaliśmy. Moja matka dominowała nad nami proponując siebie zawsze jako deus ex maszyna sytuacji. My byliśmy marionetkami jej prywatnego teatrzyku, zabawkami, których nie miała w dzieciństwie. Byliśmy jej dziećmi a , razem, sierotami i pozbawieni jej miłości. Poza tym moja matka traktowała mężczyzn zupełnie inaczej niż kobiety. Mężczyznami manipulowała i nie dopuszczała do bliskości.
Kiedy weszli w okres dojrzewania, 15 lat Carlo, 13 lat Altiero, zaczęła podsycać w nich pobudliwość erotyczną aby „delegować” poprzez służące, które wybierała ad hoc i które potem zwalniała ponieważ wykonały już to co miały do wykonania w kwestii inicjacji seksualnej jaką ona wymyśliła sobie. Moja matka nienawidziła mężczyzn i ich ułomności. Tak więc chciała, żeby byli uprzejmi, podnieceni, destabilizujący i ulegli. Z tego powodu, kiedy już ich podnieciła i miała w swoich rękach pozwalając im na przyjemności nieodpowiednie do ich wieku (Carlo i Alfiero pili, palili i nocami mogli sypiać w łóżkach służących), nagle udawała, że odkryła to co robili, według niej, w ukryciu i ich karała. Zwalniała dziewczyny i przez wiele dni zmuszała ich do pozostawania w swoich pokojach. Poddając ich ciężkim karom: bicie, ograniczanie jedzenia, żadnego kontaktu z innymi, kazania nie do zniesienia o ich okrucieństwach, podłości, świństwach. „Jesteście zbereźnikami jak wszyscy mężczyźni! Myślicie tylko o waszych słabościach, o waszych przyjemnościach” Carlo i Altireo byli chłopcami ale moja matka, jak Maga Circe, zanim stali się mężczyznami zmieniała ich w zbereźników.
Okropni zbereźnicy, którzy zmuszani byli robić to do czego ona ich pchała tak żeby chociaż w jej myślach mogli być, żeby mieli jakąś funkcję dla niej, żeby mogli rozładować swoje napięcia, żeby mogli zmniejszyć cierpienie i frustrację żeby poczuć się bezlitośnie pogardzani, brudni od błota uprzedzeń do mężczyzn, co odmawiało im jakąkolwiek możliwość, tożsamość, nadzieję żeby mogli byc zaakceptowani i kochani. Słuchając bez końca, że byli zbereźnikami moi bracia uwierzyli w końcu i zabierali się również za nas. Carlo próbował molestować mnie w nocy tak jak to robił zawsze ze służącymi, pomimo że ja go odpychałam stanowczo i pomimo że moja matka - kontrolując co my robimy żeby złapać nas na gorącym uczynku - wpadała do naszych pokoi zapalając światło nawet w 9 nocy. Altiero natomiast wciągał Giadę do swoich erotycznych gierek.
Ona była szczególnie zainteresowana i szukała jego towarzystwa, żeby być z nim coraz częściej. Mama miała słabość do mojej siostry i już od małego spała z nią. I tak Giada pozostawała w jej sypialni nawet wtedy kiedy matka miała jakiegoś swojego tymczasowego kochanka. Jeżeli związek z tym mężczyzną trwał dłużej , mama kładła ją do łóżeczka, które stało zaraz przy jej dużym łóżku z baldachimem i wieczorem, za każdym razem kiedy chciała mieć trochę intymności z partnerem, spuszczała zasłony. Ale Giada, w nocy i tak wchodziła do dużego łóżka i często przy śniadaniu, nasza matka opowiadała nam, że moja siostra leżała między nią a jej partnerem. Nie dowiedzieliśmy się co moja siostra mogła słyszeć i widzieć śpiąc każdej nocy w łóżku matki i nawet nie było możliwe, żeby zrozumieć do jakiego stopnia fizycznie uczestniczyła w stosunkach seksualnych kochanków. W każdym bądź razie jej ostentacyjne masturbacje, jej falujący chód, i ocieranie się o wszystko, dotykanie się pomiędzy nogami bez jakiegokolwiek skrępowania, bawiąc się rozbieraniem, dotykając genitaliów innych, dawały prawo przypuszczać najgorsze. Ale Giada nic nie mówiła i nie odpowiadała na żadne pytania, które mój ojciec, cały czas w poszukiwaniu poszlak przeciwko matce, zadawał jej kiedy udawało nam się w ukryciu spędzić z nim razem kilka godzin. Była bardzo związana z matką i w moim ojcu widziała wroga. Tak więc, pomimo, że kochała go trzymała go na odległość. Udawała, że nie rozumie, zmieniała temat rozmowy, opowiadała rzeczy które miały się z prawdą lub były nie na miejscu, za każdym razem kiedy on, usilnie prosił o informacje o tym co mama kazała jej robić.
Osobiście, rozmawiałam z moim ojcem, który przedstawił mi inną prawdę niż ta jaką przedstawiała moja matka. Giada była ostatnim dzieckiem, które mój ojciec bardzo kochał, a które nie było jego dzieckiem. Powiedział mi: „Wystarczyłoby zrobić badanie DNA, żeby udowodnić kłamstwo twojej matki. Poza tym wdowa po ojcu Giady, którą twoja matka pozwała do sądu, przyszła do mnie. Będziemy działać razem przeciwko niej, w odpowiednim momencie, ze spokojem, tak aby nie pozwolić jej żeby znowu zraniła twoją siostrę. Pomimo że twoja matka nie wierzy, że będę miał odwagę zadenuncjować ją. Jest przekonana, że ma mnie w ręku przez te kłamstwa, które mogłaby użyć w stosunku do mnie. A nie rozumiem, że teraz jest już zbyt wiele osób, które przez nią cierpiały, które oszukała, szkalowała, okradła”. W oczekiwaniu na ten moment będę się starał, żeby kontrolować jak najczęściej to co dzieje się w domu. Moja matka jednak zabierała mi Giadę, zabierając ją coraz częściej ze sobą a kiedy musiała wyjechać zostawiała ją u babci. Z biegiem czasu moja siostra coraz częściej masturbowała się i uprawiała zabawy erotyczne z Alfiero. Moja matka raz pozwalała na to, raz biła i groziła mojemu bratu kiedy ich nakrywała razem. Jej nigdy nic nie mówiła a kiedy nauczycielka zawołała ją do szkoły ponieważ moja siostra chciała wciągnąć do tych zabaw , w łazience szkolnej, kilka swoich koleżanek, skrzyczała tylko Altiero. Zbiła go aż krew leciała, zamknęła 10 go na tydzień w pokoju, dając mu tylko do jedzenia chleb i wodę do picia i potem pomimo, protestów mojego ojca, który chciał go zabrać do siebie, wysłała go do szkoły z internatem. Przed wyjazdem Altiero objął nas. „Cieszę się, że wyjeżdżam” powiedział „ i dodał, przysięgam że tutaj już nigdy nie wrócę. Ale jednego dnia przyjadę tutaj, żeby was zabrać. Po tygodniu Giada dostała swoją pierwszą miesiączkę. I wtedy wpadła w szał.
Kiedy zobaczyła swoją krew. Może myślała, że jest chora albo że została ukarana za swoje zabawy erotyczne z Altiero. Albo, może, coś innego o czym my nie wiedzieliśmy a co dotyczyło Giady, matki i jej kochanków. W każdym bądź razie Giada na widok miesiączki straciła kontrolę nad sobą. Odmawiała jedzenia, wymiotowała wszystko, płakała i krzyczała. Ciągle myła ręce, brała prysznic 10 razy na dzień i cały czas była sterroryzowana, że czymś sie pobrudzi. I jak widziała jakąś plamę na obrusie , resztki jedzenia w kuchni, worek ze śmieciami w śmietniku, naplute na ulicy, odchody psa na ulicy, dostawała szału. Miała lęki nie do opanowania. Biegła, żeby się opłukać, zdezynfekować. Każda nowopoznana osoba podejrzewana było, że może być nosicielem zarazków, nosiciel zarazków którego bała się, żeby się nie zarazić i również wielu osób które już znała od dawna, krewni, przyjaciele, nauczyciele, koledzy i koleżanki ze szkoły, z tego samego powodu bała się do nich zbliżać. Wśród tych osób, był również mój ojciec z czego moja matka była bardzo zadowolona.
Moja matka musiała powiedzieć jej coś o ojcu: może to, że on nie był jej prawdziwym ojcem albo może - tak jak wydawało mi się, że zrozumiałam podsłuchując w ukryciu rozmowę mamy z babcią - że kiedy była mała zrobił jej coś brzydkiego, coś co miało związek ze seksem i czego Giada mogła nie pamiętać. To nowe kłamstwo miało związek z dokładnym planem mającym na celu oczernienie mojego ojca. I rzeczywiście od momentu kiedy wniósł sprawę do Sądu dla Nieletnich o regularne widzenie swoich dzieci i przyznanie mu opieki nad tymi już nastolatkami, którzy wybraliby zamieszkanie z nim, moja matka uruchomiła strategię oszczerstw, żeby się przeciwstawić. I to babcia, jako pierwsza, zaczęła rozpowiadać, w mojej obecności oraz grupie pań, które były jej przyjaciółkami, że jej córka podejrzewała, że jej mąż wykorzystywał seksualnie dziewczynki kiedy mieszkał razem z nią i zawsze był pijany.
Na słowa babci zareagowałam agresją. Powiedziałam, że to nie jest prawda, że tata nie zrobiłby nam nigdy czegoś takiego. „ Możesz o tym już nie pamiętać!” odpowiedziała babcia, próbując mnie uspokoić. „Twoja siostra Giada, pamięta coś i może dlatego nie znosi bliskości ojca!”. Chciałam zapytać moją siostrę czy to jest prawda co mówi babcia. Czy to prawda, że ona pamięta, że była wykorzystywana seksualnie przez naszego ojca. Nie udało mi się, unikała mnie a moja matka i moja babcia nie spuszczały jej z oczu ani przez moment. A w międzyczasie, tłumacząc się, że jest chora, chodziły z nią po lekarzach poddając ją badaniom i opiniom ekspertów lekarzy i psychiatrów. Szukały znanego lekarza, który byłby skłonny podpisać to co moja matka chciała. I rzeczywiście, gdyby tylko udało się 11 jej rzucić na mojego ojca podejrzenie nadużyć, żeby uwierzono, że był kazirodczym pijakiem, którego bliskości Giada się teraz bała, moja matka mogłaby oddalić go od nas raz na zawsze.
Ale sprawy, jednak, nie potoczyły się tak jak ona chciała. Lekarze do których się zwracała, jeden po drugim badali moją siostrę, poddawali ją różnym testom ale w końcu, po pewnym okresie obserwacji klinicznej i leczenia, nie zgadzali się na wydanie diagnozy takie jakiej chciała moja matka. Na początku wierzyli w jej wersję faktów którą przedstawiała moja matka. I rzeczywiście przedstawiała się ona jako kobieta załamana i zrozpaczona, która odkryła tą okropną prawdę o mężu kiedy jej ukochana, mała Giada dostała obłędu. I teraz zdawała się na ich wiedzę i umiejętności żeby ozdrowić umysł córki i żeby trzymać ja na odległość, odpowiednią opinią, od kazirodczego ojca! W ten sposób Giada była trochę leczona, brała lekarstwa i czuła się lepiej. Ale kiedy psychiatra i psycholog, którzy ją leczyli próbowali wytłumaczyć mojej matce jaką ona w tym ponosi „również” odpowiedzialność za stan w jakim znajdowała się moja siostra, kiedy zaczynali radzić jej, żeby jej tak przy sobie nie trzymała, kiedy mówili, że chcą spotkać się „również” z ojcem aby sprawdzić jaki to był rodzaj relacji w rzeczywistości, moja matka zrywała natychmiast kontakt z nimi mówiąc o nich wszystko co najgorsze. Na jednego z nich moja matka szczególnie się zawzięła ponieważ, zaczął rozumieć zbyt dobrze jakie podłości kryły się pod pozorami, dobrej, nieskazitelnej, dyspozycyjnej, odważnej a nawet religijnej kobiety.
Tamten psychiatra, rzeczywiście, nalegał aby matka nie pozwalała już dłużej spać Giadzie w swoim łóżku i nie mówiła źle o swoim byłym mężu. Nalegał również aby opowiedziała mu o porodzie córki i o tym kto był jej prawdziwym ojcem. I po poddaniu jej sprytnie kilku testom, poradził jej nawet, żeby sama poddała się terapii, żeby mogła zrozumieć swoje problemy z mężczyznami, nienawiść jaką czuje do nich i również do kobiet kochanych i akceptowanych przez mężczyzn za ich autentyczne, dobre cechy i za ich szczerość. Poza tym psychiatra próbował wytłumaczyć mojej matce jakie poważne problemy psychiczne ma również ona, prowokowany jej despotycznym, ambiwalentnym szantażem w wychowywaniu dzieci, kłócąc się zażarcie z mężem przed nimi, wyrażając się zawsze źle o mężczyznach i stawiając zawsze na pierwszym miejscu pieniądze, o których bez przerwy mówiła, że ją nie interesują! Rzeczywiście, moja matka nie myślała o niczym innym jak o ich gromadzeniu przy pomocy różnych intryg i szantaży. Posiadała majątek, dobra, akcje ukryte w różnych miejscach. Dobra wymuszone groźbami, łup z oszustw, szachrajstw na szkodę przyjaciół, znajomych, krewnych, oszustwa tak doskonale wyreżyserowane, również dzięki pomocy przekupionych ekspertów, która była przekonana, że może otrzymać wszystko, spekulując na szczerości, wrażliwości, strachu innych. Jej alibi było to, że gromadzi to wszystko dla swoich dzieci. Prawda była jednak taka, że oszukałaby nas również w odpowiednim momencie albo zmusiłaby nas pieniędzmi żebyśmy zostali przy niej. W każdym bądź razie moja matka została zaskoczona bardzo słowami tego psychiatry.
Profesor był 12 znanym człowiekiem, z wiedzą, umiejętnościami. Nie wystraszył się i był ludzki, uważny ale i nieugięty jak było potrzeba. Może był to pierwszy mężczyzna do którego moja matka poczuła coś innego: mieszankę strachu, respektu i nawet miłość. Tak jakby w nim znalazła kogoś kto stoi na jej wysokości i ocenia ją, alternatywa na straszną samotność która ją zawsze dręczyła. Moja matka była biedna, pełna gniewu i lęków . Dla niej pieniądze stanowiły poczucie bezpieczeństwa, jedyne, ponieważ nie ufała nikomu i nie wierzyła, że ktoś mógłby ją pokochać. Urodziła dzieci, żeby nie bać się w nocy. Wzięła Giadę do swojego łóżka ponieważ ona wychowała się w łóżku swojej matki, która z kolei musiała wypełnić pustkę, afront i odrzucenie których doznała kiedy była dwukrotnie adoptowana. Ból odrzucenia, w naszej rodzinie, przekazywany był jak przekleństwo, z matki na córkę, i przyjmował formę nienawiści, fałszu, bezradności, braku zaufania którymi było usłane życie mojej matki i mojej babci i które zatruwały nasze. W każdym bądź razie Giada zaczęła czuć się lepiej dzięki pomocy tego psychiatry i stopniowo, stosując jego zalecenia wydawało się, że wróciła do siebie.
Jej dramatyczne fobie, strach, że pobrudzi się, były coraz słabsze. Nawet zaczęła wykazywać chęć nie bycia tak zależną od matki, chciała spać w swoim łóżku i jednego dnia z własnej nie przymuszonej woli zadzwoniła do ojca. Na początku mama nie dowiedziała się o tym telefonie. Giada uważała dobrze, żeby się o tym nie dowiedziała. To była babcia która szpiegowała wszystkie ruchy mojej siostry, i powiedziała jej, że podejrzewa, że ona dzwoni do taty. Wtedy moja matka założyła podsłuch na telefonie. Żeby to zrobić poprosiła jednego ze swoich wielu kochanków, eksperta w zakładaniu podsłuchów. Z którym już wcześniej miała do czynienia przy robieniu zabronionych sztuczek, żeby móc szantażować kogoś, żeby zarejestrować słowa i niekontrolowane wybuchy podczas rozmów telefonicznych swoich ofiar, które były następstwem jej prowokacji. I w ten sposób dowiedziała się, że Gida dzwoniła do taty, który ją zapewniał, że wkrótce będą mieszkać wszyscy razem. Podczas rozmów moja siostra była bardzo zadowolona z takiej perspektywy i nawet mówiła „Nie ważne, że ty nie jesteś moim prawdziwym tatą. Ale ja ciebie kocham ponieważ nigdy mnie nie skrzywdziłeś. Mama cały czas kłamie..” Moja matka wtedy nic nie mówiła a nikt z nas w domu nie podejrzewał, że telefon był pod kontrolą. Zarówno ja jak i Carlo rozmawialiśmy spokojne przez telefon z naszym ojcem, robiąc plany na przyszłość, informując go o tym, że Giada lepiej się czuła i to co nam mówiła co mama jej opowiedziała i kazała mówić. Po kilku tygodniach, jednak, pewnego dnia przy stole, moja matka zakomunikowała nam, że ma dla nas wszystkich niespodziankę.
Stół był zastawiony, babcia na głównym miejscu, i może z lekceważeniem, zaproszony został przyjaciel od podsłuchu, mężczyzna łysy, sztuczny, ponury, który przez cały czas miał sztuczny uśmiech na ustach jakby był on wyrzeźbiony. Przy deserze kazała Desideri ( tak na szczyt ironii, miał na imię ten mężczyzna), żeby 13 włączył swój magnetofon, żebyśmy mogli posłuchać nasze rozmowy telefoniczne z naszym tatą, jedna po drugiej. Czuliśmy się upokorzeni tą niespodzianką i pełni strachu. Przede wszystkim Giada, która najpierw zbladła a potem stała się fioletowa. Nagle, zanim ktoś mógłby przewidzieć co chciała zrobić lub powstrzymać ją od tego, złapała za nóż, którym krojony był tort i rzuciła się na moją matkę. Zdążyła wbić jej go słabo dwa razy zanim została powstrzymana. Moja matka wtedy, zadzwoniła po nowego psychiatrę z którym już uzgodniła wcześniej wszystko i oddała ja do szpitala: przymusowy pobyt w szpitalu jako dowód na to, że skutki leczenia poprzedniego specjalisty były porażką. Potem napisała w ostrym tonie list do psychiatry. Może chciała go zastraszyć wiedząc to, że on już ją poznał jej okropne kłamstwa, traumy jakie sprawiła swoim dzieciom, historie o pieniądzach i wykorzystywaniu o których Giada za każdym razem opowiadała kiedy wracała do zdrowia i stawała się psychicznie stabilniejsza. Profesor odpowiedział jej nie bezpośrednio ale przez swojego adwokata potwierdzając wartość i prawidłowość swojej diagnozy oraz informując o przedstawieniu całej dokumentacji zebranej podczas leczenia mojej siostry. Nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że kiedyś się on przyda. Przydatna dla uwięzionych w klatce dzieci, przydatna, żeby udowodnić podłość, oszustwa, nadużycia jakich dopuściła się, przydatne aby zgłosić jej ponurych wspólników, którzy dla pieniędzy robili dla niej wszystko. Moja matka był kryminalistką, chorą umysłowo.
Czy była tego świadoma czy nie, nie miało to żadnego znaczenia! Faktem jest, ze niszczyła wszystkich tych, których miała w zasięgu ręki, żeby nie wyszły na jaw jej haniebne, brudne gierki. Jej podłe interesy. Żadnej litości nie miała dla nas, naszych lęków, za okropne sceny przy których kazała nam uczestniczyć. Próbowała zniszczyć nasze zaufanie do innych osób, oczerniała każdą ważną dla nas osobę i każde wsparcie jakie otrzymywaliśmy w życiu. Każde uczucie , każdą nadzieję, każde nasze pragnienie były stłamszone i zgaszone przez jej nienawiść, przez jej despotyzm, przez jej wściekłość. Przez swoją potrzebę zemsty. Przez jej strach przed pozostaniem sama. Nie bała się wcale, żeby nas okradać, oczerniać osoby które kochaliśmy, decydując według własnego uznania o naszym zdrowiu psychicznym. Tak jak wiedźma z Jasia i Małgosi więziła nas, żeby potem nas zjeść: chłopców przede wszystkim a dziewczynki chciała, żeby stały po jej stronie całkowicie. Giada w klinice zwariowała całkowicie i próbowała odebrać sobie życie. Moja matka nawet była z tego zadowolona. Jej plan, żeby nas obwinić, dyskredytować wszystko i wszystkich, funkcjonował perfekcyjnie. Ja i Carlo zostaliśmy ukarani: zbiła nas, wyzwała, zamknęła na tydzień w naszych pokojach. Oskarżała mojego ojca w sądzie, znalazła haczyki na niego wszędzie, udało się jej zniszczyć te trochę dobrego co udało na się wygospodarować na granicy jej klatki. Nie wiem jak to było możliwe, że Carlo i ja nie zwariowaliśmy całkowicie. A przede wszystkim nie rozumiem jak mogłam wytrzymać kiedy również Carlo został wysłany do szwajcarskiej szkoły z 14 internatem, jak najdalej od domu. Zostałam sama, uwięziona, przez moją babcię i moją matkę, które mnie traktowały jak zadżumioną, kontrolowały każdy mój ruch, ubliżały mi bez przerwy. Byłam jak pies, bachor, zdrajca.
A nawet wariatka. I z pewnością miały nadzieję, że i ja zwariuję. Ale kiedy ją zabiłam nie byłam obłąkana. Nie jestem obłąkana i przyznaję się do tego zabójstwa, które popełniłam. Nie , nie jestem z tego dumna! Nie, nie błogosławię go! Nie, nie zrobiłabym tego jeszcze raz! Ale prawdą jest, że ja musiałam to zrobić! I właśnie ten okropny obowiązek, to uczucie, że nikt by mnie nie ochronił, żadna instytucja nie wyszłaby mi na przeciw, ta bezgraniczna samotność na którą żadne przepisy prawne, żadne prawo, żadna litość, mogły przynieść ulgę i pomoc, są teraz moim wyrokiem/karą. Ja straciłam moje życie bo nikt nie miał litości nade mną i moim rodzeństwem ani też nad moją babcią i moja matką. W więzieniu myślę często o nich. Myślę cały czas o zdziwionej twarzy mojej matki, kiedy wbiłam jej po raz pierwszy nóż. Nie spodziewała się tego. W swoim szaleństwie, nawet, myślała właśnie, że nie zasłużyła sobie na to. Zawsze inni, inni byli odpowiedzialni za to co ona ze sobą zrobiła i z nami. Ale kiedy podjęłam decyzję, żeby ją zabić, nie mogłam zrobić inaczej. Giada wróciła z kliniki do domu dwa tygodnie wcześniej a ona znowu kazała jej spać w swoim łóżku. I potem tego dnia sama zadecydowała, żeby nie brała więcej już lekarstw. Chodziła po domu i krzyczała: „ Chcą, żeby zwariowała biorące te wszystkie świństwa!
Wszyscy lekarze są tacy sami. Są skorumpowani i wariaci „ Mówiła o nich ale tak naprawdę mówiła o siebie. Jej oczy były czerwone od wściekłości a babcia, która siedziała przy stole w kuchni jej przytakiwała. Giada stała na środku pokoju ze spuszczonymi oczami z Ewangelią w rękach. Myślę, ze dla niej była to ostatnia sprawiedliwość do której się odwołać wśród wielu złych duchów. Mama otworzyła okno balkonowe przez które wyszła na ogród, żeby wynieść wiadro ze śmieciami do którego wrzuciła lekarstwa Giady. I wtedy to o czym myślałam od jakiegoś czasu stało się rzeczywistością. Chwyciłam za nóż w kuchni, podbiegłam do niej z tyłu i jej go wbiłam. Dwa razy.KOPIOWANIE TEGO TEKSTU I UMIESZCZENIE NA INNYCH BLOGACH I STRONACH JEST ZABRONIONE!