Utopia
Dlaczego tak wielu ludzi reaguje ironią albo zniecierpliwieniem, gdy mówi się o świecie bez przemocy?
Dlaczego myśl o spokojnym, bezpiecznym życiu bez ciągłej walki jest dziś uznawana za naiwność?
Bo przez pokolenia wmówiono nam, że życie musi boleć.
Że związki muszą być pełne kłótni.
Że cierpienie „uszlachetnia”.
Że przemoc jest „nie do wyeliminowania”, bo „ludzie tacy są”.
To nie jest realizm. To jest normalizacja patologii.
Każdy etap rozwoju cywilizacyjnego zaczynał się od idei, którą wyśmiewano jako utopię. Świat bez bicia dzieci był utopią. Świat, w którym przemoc domowa jest przestępstwem, a nie „sprawą rodzinną”, był utopią. Świat, w którym kobieta ma prawa — również.
Dziś kolejną „utopią” nazywa się wizję społeczeństwa emocjonalnie dojrzałego: takiego, w którym ludzie potrafią rozmawiać zamiast się ranić, w którym związki nie opierają się na przemocy i lęku, w którym życie nie jest poligonem, tylko przestrzenią rozwoju.
To nie jest marzenie oderwane od rzeczywistości. To konsekwencja wiedzy, którą już mamy.
Profilaktyka zdrowia psychicznego, edukacja emocjonalna, wsparcie rodziców i dzieci — to nie „miękkie tematy”. To fundament bezpieczeństwa społecznego. Bez nich będziemy w kółko „gasić pożary”, zamiast zapobiegać ich powstawaniu.
Utopia nie oznacza niemożliwości. Utopia oznacza kierunek.
A społeczeństwo, które przestaje wierzyć, że może być lepsze, zatrzymuje się w miejscu — i zaczyna gnić od środka.


Komentarze