sobota, 20 grudnia 2014

Czego nam mówić nie wolno!

w naszym chorym społeczeństwie.

Nie wolno nam mówić, że na świat nie prosiliśmy się, jako dzieci – Musimy mówić, że jesteśmy wdzięczy, że wydano nas, bez naszej zgody, na ten chory świat.

Nie wolno mówić nam, że wychowaliśmy się w chorych rodzinach i nasze dzieciństwo nie było szczęśliwe – Musimy mówić, że byliśmy kochani przez rodziców i nasze dzieciństwo było cudowne i szczęśliwe.

Nie wolno nam mówić, że szkoła była i jest do d…..,że zabija kreatywność, pasje, myślenie własną głową a szkoła powinna być taka – Musimy mówić, że szkoła była dobra i zdobyliśmy w niej wiedzę i tytuły.

Nie wolno nam mówić, że związki naszych rodziców były chore i do d….. – Musimy mówić, że były szczęśliwe, że tylko nam coś z znaszym  związkeim nie wyszło.

Nie wolno nam mówić, że staremu pokoleniu nie należy się szacunek, bo na szacunek nawet starzy muszą sobie zasłużyć – Musimy mówić, że starych ludzi trzeba szanować, pomimo, że wielu na ten szacunek nie zasłużyło i nie zasługuje sobie, bo dręczyło i nadal dręczy młodych ludzi, dobrego przykładu nigdy nie dali i nadal nie dają młodym!

Nie wolno nam mówić jeszcze wielu innych rzeczy …….

Teraz idą święta, Boże Narodzenie, zaczynamy wysyłać masowo życznia  do osób, z którymi nie było czasu spotkać się nawet 1 raz w roku.

Ile zakłamanych ludzi usiądzie teraz przy stole naprzeciw siebie? i będzie udawało, że jest dobrze? 

czwartek, 16 października 2014

Czego doświadczyła córka i jej rodzeństwo zanim zabiła własną matkę.

......... o tym dowiemy się jak przeczytamy tą historię do końca.

Z włoskiej ksiązki "Cuore di mostro" [Serce potwora]


Adria ma 26 lat. Kiedy miała 18 lat zabiła swoją matkę. Nigdy nie potrafiła żałować tego , że popełniła to zabójstwo. We więzieniu studiowała i w przyszłym roku ukończy studia na wydziale nauk humanistycznych. Jest wzorową więźniarką i pragnie zostać nauczycielką we więzieniach lub pracować w wolontariacie.

Zabicie mojej matki było aktem sprawiedliwości. Była to wiedźma. Również dla mnie, sprawiedliwości stało się zadość !. Był sąd, osądzono mnie i wymierzono mi karę, a ja zgadzam się odpokutować za moją winę. Zgadzam się na odbycie jej do końca. Ale chcę również, żeby sprawiedliwości stało się za dość również w stosunku do mnie. Razem z moimi braćmi znosiłam rzeczy nie do zniesienia, i jeżeli byłabym w jakiejś bajce, po zabiciu wiedźmy, stałabym się bohaterką. Zakończenie byłoby radosne: „wszyscy żyli zadowoleni i szczęśliwi”. Natomiast zaaresztowano mnie i oskarżono ponieważ zabiłam ją. Dałam jej dwa ciosy nożem a ona uciekła i zmarła w ogrodzie wspólnoty mieszkaniowej. Ale gdybym mogła, wbiłabym jej nóż jeszcze raz i jeszcze raz. Ale noże nie wymazują tak jak gumka do mazania. Ja wolałabym gumkę do mazania. Wołałabym móc ją wymazać z mojego życia !. Takie kobiety, takie matki, nie powinny się rodzić. Bóg nie powinien na to pozwolić. Nienawidziłam tak bardzo mojej matki, jak bardzo ją kochałam. Teraz już nie czuję do niej nienawiści i gdybym mogła cofnąć czas myślę, że nie zabiłabym jej ponieważ dzisiaj wiedziałabym jak przeciwstawić się jej, jak się przed nią bronić i jak bronić przed nią moich braci przed jej kłamstwami, od jej nienawiści. Dzisiaj wiedziałabym jak ją zabić bez zabijania. Ale nie zwróciłabym się do sądu, żeby pohamować jej okropne zachowanie. Głos dzieci nie jest słuchany, nie wierzy się w ich słowa, nie ma jeszcze miejsca na zgłoszenia przez nich przestępstw. A ja nadal nie żałuję, tak jak powinno się żałować, że zabiłam rodzica. Nie mam takich wyrzutów sumienia o których mówi ksiądz. I nie mam zamiaru wybaczyć jej. Żeby dokonać tak szlachetnego czynu potrzebny byłby rzeczywiście ktoś szlachetniejszy. Bóg, na przykład. Ja nie jestem wszechmogąca tak jak On ani jak ona była, moja matka; wszechmogąca jak bezlitosny bóg. W każdym bądź razie, teraz już nie żyje. Ale jestem pewna, że gdyby przeżyła, „przekręciłaby” sąd. Wmówiłaby, że była ofiarą wszystkiego i wszystkich podczas gdy była oprawcą. Prawdziwa wiedźma. Osoba tylko i wyłącznie niedobra. Tylko zło i nic więcej. Rak, którego nie idzie wyleczyć. I zanim zorientujesz się jaki on jest, już zdąży zająć tobie umysł, ciało, serce, duszę. A to co jest najgorsze to to, że ona nigdy nie miała co do siebie, żadnych wątpliwości. Myślała, że ma zawsze rację! Według niej ona była „doskonała” a to cały świat wokół niej mylił się. Nic nikt dla niej nie zrobił. Krzyczała głośno, że była nieszczęśliwa, została oszukana, zdradzona. A to ona właśnie tak robiła. A na dodatek przypisywała sobie prawo do oskarżania, szkalowania, karania, szantażowania. Była to kobieta bez godności. Bez wstydu.
A ja przez lata wierzyłam, że była to najlepsza kobieta na świecie, że mój ojciec był łajdakiem, okropnym mężczyzną takim jak ona go opisywała tak żebym się z nim nie spotykała i nie dowiedziała prawdy. Kiedy mój ojciec, w okresie kiedy był alkoholikiem,  wyprowadził się z domu, ja miałam 6 lat, Carlo pięć, Altiero trzy, Giada dwa. I przyznaję, że na początku było nam wszystkim o wiele lepiej. Skończyły się awantury, okropne kłótnie, koniec z biciem. Moi rodzice bili się i grozili sobie nawzajem w naszej obecności. Z ich ust padały słowa, które wstydziłabym się powtórzyć. Mój ojciec używał wulgarnych słów i przeklinał. Ona natomiast opowiadała z najmniejszymi szczegółami potworne rzeczy które on zrobił a o których ona wiedziała lub tylko podejrzewała. Tak więc mój ojciec będąc  prowokowany w taki sposób, pod wpływem alkoholu, niszczył wszystko. I mimo, że powtarzał, że to  kłamstwa, że on nie kradł, nie miał żadnych relacji z innymi kobietami, że nikomu nic złego nie zrobił a jak już to była właśnie ona, która to wszystko robiła, to my my wierzyliśmy mamie ponieważ opowiadał zdarzenia z takimi szczegółami i w tak przekonujący sposób, że nie można było mieć nawet najmniejszej wątpliwości, że nie mówiła prawdy. Zapamiętam dokładnie jak go oskarżała.
Jednego razu, na przykład, wskazując na niego palcem, tak jak to zresztą zawsze robiła - wrzeszczała, że jest zbereźnikiem i że robił „sprośne rzeczy” z naszą opiekunką. Petulia była Angielką, do której ja, Carlo i Altiero byliśmy bardzo przywiązani a którą moja matka zwolniła, bez powodu, dwa tygodnie wcześniej. Dla nas była to straszna trauma. Carlo uciekł zatykając sobie uszy, Altiero narobił w majtki a ja rozpłakałam się podczas gdy ona pastwiła się nad nim krzycząc: „Widziałam jak ją rozbierałeś w komórce w garażu! Przez okno widziałam wszystko: rozebrałeś ją i lizałeś jej piersi!” Te brutalne słowa, wypowiadane w naszej obecności, na które mój ojciec tylko reagował krzykiem i przekleństwami, zapisały mi się w mojej pamięci: co sekundę wyobrażałam sobie mojego ojca liżącego piersi Petuli tak jak dziecko liże zachłannie loda. Te myśli mnie prześladowały do momentu, kiedy, w wieku ośmiu lat, kazałam mojej siostrze lizać moje piersi. Bawiłam sie tak ponieważ ona była taka mała, jeszcze rok wcześniej karmiona była piersią a ja chciałam dowiedzieć się co czuła  Petulia bawiąc się z moim ojcem. Później dowiedziałam się, że nie było w tym nic a nic prawdy, że moja matka zmyśliła wszystko, żeby pozbyć się naszej opiekunki o którą była zazdrosna. Innego razu pokazała nam zdjęcia na których był nasz ojciec całujący w samochodzie jakąś jej przyjaciółkę. To nie były żadne skandaliczne zdjęcia, dawali sobie buziaka w policzek przy drzwiach samochodu na wpół otwartych. Ale mama powiedziała nam, mi, Carlo i Altiero (który zawsze  zatykał sobie uszy, kiedy ona zaczynała mówić źle o ojcu), że te zdjęcia były dodatkowym dowodem zdrady ojca, i na dodatek jeszcze z jej najlepszą przyjaciółką! Na dodatek mama wysłała te zdjęcia do męża Giuli i teraz chciała naszej zgody na to, żeby wyrzucić tatę z domu „plując mu w twarz”. Powiedziała dokładnie tak.  Po tych słowach Carlo napluł na nią a non go zbiła do krwi. Ja byłam zmuszona do spakowania walizek taty i pójść do Giuli, przyjaciółki mamy, żeby powiedzieć jej dwóm córkom, żeby nigdy już więcej nie przychodziły bawić się do naszego domu ani żeby nie bawiły się z nami na podwórku. Leda, Franca i ja objęłyśmy się płacząc rozpatrzone z powodu nienawiści dorosłych, którzy się rozstawali. Byłyśmy tylko dziećmi i miałyśmy prawo do wspólnych zabaw. Poza tym, nikt z nas nie wierzył w to co moja matka powiedziała.  Dorośli nie mieli racji, kłamali, uprawiali jakieś niezrozumiałe gierki, którymi niepotrzebnie nas torturowali. My to wiedzieliśmy, my to przeczuwaliśmy. 
Kiedy wróciłam do domu po pożegnaniu się z moimi najdroższymi przyjaciółkami, mojego ojca już nie było. W ten sposób straciłam go nawet nie mając możliwości pożegnać się z nim. Mojej matki też nie było w domu. Dowiedziałam się od Altiero, w szoku, że ojciec próbował ja udusić i  razem z babcią pojechały na Pogotowie a potem na policję, żeby złożyć doniesienie na niego. Kiedy Altiero powiedział mi, że nie będziemy mogli nawet pójść go odwiedzić we więzieniu rozpłakałam się. Byłam zrozpaczona strasznie. Czułam się zagubiona, bez żadnej ważnej dla mnie osoby na tym świecie, bez nikogo kogo mogłabym kochać. I właśnie tamtego dnia płacząc zdałam sobie sprawę, że nie kocham już tej kobiety, którą nazywałam mamą.  Ta myśl była straszna, myśl której w wieku 6 lat nie można znieść. Myśl, która przebiegała przez moją głowę przez cały czas kiedy płakałam zdesperowana. W końcu jednak byłam jak ogłupiała i nic nie pamiętałam. Moj umysł znieczulił się a moja złość zmieniała się w strach, niepokój. A gdyby i ona nie wróciła? A jeżeli nasz zostawiła?  A jeżeli oddali mnie od domu, od mojego rodzeństwa po tych myślach jakie miałam o niej? A jeżeli odgadnie te moje myśli? Gdyby je odkryła, tak jak to robiła ze wszystkimi rzeczami które jej zagrażały?
Myślę, że potem był  to strach, który sprawił, że byłam bardzo grzeczna, jej sprzymierzeńcem i całkowicie jej oddana. Przekonałam siebie - musiałam to zrobić! - że ona była dobra, że miała rację, że musiałam słuchać ją i jej pomagać. Mój strach, że mogę ją stracić przerodził się w całkowite uzależnienie od niej. Szczerze wierzyłam, że ją kocham. I rzeczywiście kochałam ją taką miłością która była pomieszana z nienawiścią, ambiwalencją i niejasnościami, podobną do jej miłości. Z dnia na dzień stawałam się taką jaką ona mnie chciała żebym była, podobna do niej, zadowalałam ją. Moja metamorfoza nastąpiła w momencie kiedy wróciła do domu z babcią z Pogotowia, po zgłoszeniu mojego ojca na policji. Była taka blada i słaba, z białym kołnierzem ortopedyczny na szyi i z okropnymi siniakami pod oczyma , że stało mi się strasznie jej żal. Również mama straciła kogoś. Ona również straciła tatę. To musiała być również porażka dla niej nie mogąc mieć u swojego boku mężczyzny, chociażby tylko po to, żeby go torturować i obrażać.  A przede wszystkim nie miała już przyjaciółki Giuli, która była zawsze czuła i dyspozycyjna dla niej. Więcej niż siostra. Więcej niż prawdziwy krewny. Babcia natomiast wyglądała jakby wróciła z jakiegoś galowego pogrzebu. Cała w czarnym jedwabiu. Miała biało-czarny fular na głowie i podtrzymywała moją matkę ze smutkiem doskonałej aktorki. Nic nie mówiła i moja matka też się nie odzywała. Panował jakiś dziwny spokój w domu jak po jakiejś egzekucji. Tamtego dnia nie bawiliśmy się i nie jedliśmy. Elisa, kolejna nasza opiekunka, przygotowała nam kanapki i zaprowadziła nas do naszych pokoi. Potem wzięła Giadę i poszła do parku. Ja potrafiłam czytać i pisać dopiero od 8 miesięcy. Był maj. Napisałam list do mojej matki. Kilka zdań, pierwsze w moim życiu, którymi posłużyła się potem w sądzie w sprawie przeciwko mojemu ojcu” „Droga  mamo” napisałam „proszę ciebie, żebyś już więcej nie cierpiała ponieważ tata bardzo ciebie skrzywdził. Twoje dzieci kochają ciebie i będą zawsze z tobą „.

Moja matka umiała mówić, systematycznie i starannie zbierała dowody, potrafiła odtwarzać wspaniale fakty w taki sposób, że jedno zdarzenie, przeanalizowane i poprawione przez jej interpretację, jej fantazje, wydawało się, że mogłoby pasować do innego, dostarczając właśnie takiej wersji dot. faktów jakich ona chciała. Bezwstydnie kłamała i potem podtrzymywała swoje kłamstwa z całkowitym spokojem.  Tak jakby to była prawda. Prawda do której w końcu była całkowicie i ona przekonana. Zawsze pokazywała nam innych, wszystkich, ojca, krewnych, przyjaciół i sąsiadów, jako wrogów którym wcześniej czy później nie powinniśmy ufać.  Twierdziła, że jedyną osobą na którą możemy liczyć naprawdę była ona. I rzeczywiście, przyjaciółki i przyjaciele i kochankowie, krewni i sąsiedzi, wytrzymywali krótko. Ponieważ po wciagnięciu ich do swojej sieci , moja matka, stopniowo, zaczynała ich prosić, w zamian za swoją oddaną obecność, za swoją opiekę prawie matczyną, za swoje dobre rady, o serię pożyczek i przysług oraz prezentów do których czuła że ma prawo. Ale jeżeli jej odmawiano, nawet tylko jeden raz, stawała się bezlitosna. Jednak nikt na początku nie zdawał sobie sprawy jaka ona jest naprawdę. Rzeczywiście moja matka nawiązywała z łatwością przyjaźnie ze wszystkimi; otwierała drzwi naszego domu mężczyznom i kobietom, których jednak selekcjonowała wybierając sobie tych bogatszych, ważniejszych, znanych z dzielnicy, wśród krewnych, wśród sąsiadów. Zajmowała się nimi w ten jej  uprzejmy sposób, spokojny z szacunkiem i przedstawiała się im  jako kobieta odważna, zdolna, dobra ale również bardzo nieszczęśliwa. Umiejętnie manipulowała nimi wykorzystując ich słabości i swoimi komplementami udawało się jej ich rozbrajać, opowiadała o tym, że została porzucona, zdradzona i podle oszukana ! Przede wszystkim przez mojego ojca i potem przez wiele, wiele innych osób z którymi się przyjaźniła, których była kochanką, z którymi współpracowała a którzy potem odsunęli ją od siebie. Jej wersja zdarzeń  była zawsze taka, że przypisywała sobie szczerość, dobroć, dyspozycyjność a innym przypisywała chęć oszukania jej, wykorzystania, szkodzenia jej. W tym była rzeczywiście dobra również biorąc pod uwagę doświadczenia jakie zdobyła przy mojej babci.

Bo kiedy była dziewczynką, moja matka była bardzo związana ze swoją matką, żyła z ubocznych dochodów po tym jak jej ojciec opuścił rodzinę.  Ten chory związek jaki łączył ją z jej matką już od najmłodszych lat wzmocnił się ponieważ były bez pieniędzy a ojciec, jak wyprowadził się z domu, nigdy nie poczuwała się do ich utrzymania. Moja babcia wychowana w domu dziecka, dwa razy była adoptowana a potem odrzucona przez pary, które początkowo  chciały ją zabrać stamtąd. Była piękną kobietą, inteligentna i wspaniała ale pełna lęków, kompleksów, wyimaginowanych chorób!  Nie potrafiła nić robić, nie miała ochoty pracować i miała okropny charakter! W ten sposób, po rozpadzie jej małżeństwa, szukała mężczyzn którzy by ją utrzymywali. Ale z nimi kłóciła się zaraz na początku z powodu zazdrości i pieniędzy. Były to powody, które sprawiły, ze moja matka zaczęła pracować już w wieku 17 lat. Ponieważ nie chciała być zależna od chwiejnych relacji swojej matki z jej kolejnymi mężczyznami i nie znosiła już więcej iluzji, że jeden z nich zostanie w domu, żeby zastąpić jej ojca.  To ona utrzymywała swoją matkę ale jednocześnie czuła do niej urazę, straszną zaborczość tak jakby zamiast bycia córką była jej mężem. Była zazdrosna o jej kochanków a jednocześnie gardziła nimi ponieważ jej matka bez ogródek opowiadała o ich słabościach.  I zawsze mówiła źle o ojcu, który je zostawił.
Pogardzanie mężczyznami stanowiło najsilniejszy ze związków jaki łączył moją matką z moją babcią. 
Były jak dwóch spiskowców, które były zdecydowane, żeby usunąć wspólnego wroga tymi samymi technikami: oszustwem, uwodzeniem, kłamstwami, oszczerstwami, szantażem. Głupotę jaką przypisywały mężczyznom, rzeczywiście, sprawiała, że ich nienawidziły i starały się wykorzystywać ich na wszystkie możliwe sposoby. A potem zostawiać ich, grożąc i przy okazji, szantażować również dzięki temu, że miały w rękach wszystkie informacje, ciekawostki i słabości; o których mogły się dowiedzieć, zebrały i udokumentowały. Ta nienawiść do mężczyzn doprowadziła moją matkę do kolekcjonowania, od wieku 17 lat i następnych, wiele związków. Związki bardzo trudne, ambiwalentne, perwersyjne, na koniec których scenariusz był ciągle taki sam: uwiedziony mężczyzna, dużo starszy od niej, zostawał finansowo wykorzystany, szkalowany, szantażowany i potem zostawiony. I zawsze musiał odchodzić pokonany, rozczarowany i z pustym portfelem! Jak nie nawet zostawiając czek na wysoką kwotę na zakończenie.
Moja matka używała tej samej techniki również z pracodawcami. Wybierała sobie dokładnie osoby najbardziej uczynne, ludzkie a przede wszystkim z bardzo dobrą reputacją społeczną, osaczała je opowiadając im swoje tragedie, była całkowicie do dyspozycji a przez pewien okres, robiła tak, żeby uwierzyli, że znaleźli prawdziwą perłę. Osobę wartościową, dobrą, zaufaną, inteligentną, łagodną, zdolną. A przede wszystkim wierną. Kiedy, stopniowo, oni otwierali przed nią swoje serce i nabierali do niej zaufania, moja matka zaczynała nabierać władzy. Tak jak służący z filmu Losey, dzień po dniu, ukradkiem wślizgiwała się w ich życie, kierowała nimi, przejmowała nad nimi władzę i zmieniała ich związek z nią w pewną zależność. 
Jeżeli potem zaczynali rozumieć, protestować lub próbowali 6 zmieniać reguły gry, pokazywała, że jest obrażona, zmartwiona, uległa, aż do momentu kiedy znowu widziała, że może wziąć w swoje ręce sytuację. Natomiast kiedy zauważyła, że haczyk został połknięty, wyciągała szpony, groziła i zaczynała grać pokazując, że zebrała, z cyniczną dokładnością, serię elementów, które mogły mu przysporzyć kłopotów. Szum jaki robiła był taki a groźby takie niewiarygodne i fałszywe do których była zdolna, że wielu z nich, żeby tylko uwolnić się od niej woleli zapłacić jej. 
Moja matka, wtedy, przekonywała siebie, że miała rację i że inni byli w jej łasce i niełasce ponieważ słabi, wystraszeni, winni. Nie widziała tego niesmaku jaki wywoływała w innych ani gniewu i pogardy. Była całkowicie skoncentrowana na tym aby siebie wspierać i przyznawać sobie rację. A nawet to ona osądzała, mówiła źle o innych, okazywała swój gniew i niesmak. Jeżeli nie byłabym obecna tysiące razy przy tych ohydnych gierkach razem z moim rodzeństwem, mogłabym nawet wierzyć jej.
Zresztą, jej specjalność tak zresztą jak i babci było odgrywanie roli ofiary. I może przedstawiała siebie jako ofiarę ponieważ w środku czuła, że nią jest! Nie było miejsca na nic innego jak tylko na jej ból, gniew za odrzucenia, których doznała. Nic nie było zbyt dobre dla niej. Żadne uczucie, żaden szacunek, żaden majątek wystarczyłyby jej, żeby przerwać wir zła i wypełnić pustki jakie miała w środku. Szukała doskonałości u innych ale kiedy odkrywała u nich chociaż najmniejszą słabość, jej zaufanie znikało. Czuła się zdradzona i z tego powodu uprawniona, żeby w drugiej osobie ponownie, widzieć, że nikt nie jest „absolutnie”, „całkowicie”, „na zawsze” godny zaufania. Nikt nie jest „doskonały”. 
W stosunku do nas jako dzieci nasza matka wydawała się czuć tylko i wyłącznie tą agresywną i despotyczną zaborczość, którą w końcu, okazywała w stosunku do wszystkich tych którzy wpadali w jej sieć. Nie miała żadnego respektu w stosunku do naszych uczuć , poniżała nas słownie i okropnie karała, nie lubiła nas słuchać lub zaspokajać naszych potrzeb. Delegowała innych do naszego wychowania, ale wymagała, żebyśmy byli grzeczni, uprzejmi, brali udział w jej gierkach. 
Rozpieszczała nas przekupując nas prezentami i pieniędzmi a potem szantażowała nas podkreślając właśnie to co nam dała. Poza tym nie znosiła najmniejszego przeciwstawienia się jej. 
Kiedy miałam 16 lat dowiedziałam się, że nie byłam dzieckiem mężczyzny który mnie wychowywał i którego nazywałam „tatą”. Moja matka powiedziała mi o tym „sekrecie” kiedy przeciwstawiłam się jej, zmęczona tymi wszystkimi krzywdami, wybiegami, oszustwami przy których byłam obecna codziennie i piekielnego życia, które mielismy. Poza tym, Giada, ta najmłodsza z rodzeństwa, dla której praktycznie byłam matką, nie była już sobą i już w wieku 12 lat miała deliria. 
Dlatego powiedziałam mojej matce, że chciałam razem z moją siostrą przeprowadzić się do taty, który dzięki 7 anonimowym alkoholikom, wreszcie po 13 latach, uwolnił się od nałogu picia i znalazł miłą i dobrą partnerkę. Mój ojciec który wrócił do pracy i zarabiał dobrze na filmach kupił duży dom, chciał nadrobić stracony czas, pomóc nam w rozwoju i odbudować z nami relacje oparte na zaufaniu i miłości. 
Wiedząc w jaki sposób wychowywano nas i nie mogąc spotykać się z nami normalnie tylko w ukryciu, zwrócił się do Sądu dla Nieletnich z zamiarem wyrwania nas ze szponów naszej matki. Znalazł poważnych świadków i dowody na jej bezprawne oszustwa, kłamstwa i przemoc których - bez mówienia mi do końca o poważności tych spraw , żeby jeszcze bardziej mnie niepokoić - miał zamiar wykorzystać, żeby zabrać nas od niej. Jeżeli chodzi o Giadę, był przekonany, że moja matka poważnie zraniła Giadę narażając ją na okropne szoki ale nie wiedział jakiego typu, domyślał się tylko z bardzo niestabilnego zachowania moja siostry.
Kiedy powiedziałam jej to co chciałam zrobić, była wtedy w sypialni, w podomce, jak zawsze. Nie przerywając malowania się, patrząc na mnie przez lustro, powiedziała tylko: „Jeżeli chcesz, idź, idź. Ale musisz wiedzieć, że ty nie jesteś jego córką. 
Pozostała trójka, tak! Ale ty nie. I on o tym wie. Ty jesteś córką starego zbereźnika, bogatego, który przez lata, podczas kiedy, utrzymywał nas ale teraz niestety już nie żyje. Już od 4 lat prowadzę sprawę przeciwko wdowie po nim i jego dzieciach, żeby odzyskać część twojego spadku. I prędzej czy później, wygram sprawę. Ale jeżeli teraz się wyprowadzisz z tych pieniędzy nie dostaniesz ani grosza! I nie staraj się przekonać twojego rodzeństwa, żeby mnie też zostawiło. Na to nie pozwolę. Ani tobie ani temu twojemu „przybranemu” ojcu ani sądowi.

Pamiętam, że wtedy był to pierwszy raz kiedy czułam, że chciałabym ją zabić. Żeby się od niej uwolnić, żeby uwolnić wszystkich aby zadość uczynić sprawiedliwości. Moja matka była potworem, który bez żadnego wstydu przedstawiał się moim oczom i ocenie mojego umysłu. Na początku myśl o zabiciu jej stanowiła pojawiała się czasami, przy eksplozji mojego stłamszonego gniewu w stosunku do niej, myśli której od razu wstydziłam się. I rzeczywiście pomimo, że rozczarowała mnie bardzo, pomimo że zaczynałam rozumieć kim była rzeczywiście, pomimo, iż nienawidziłam jej metod, kłamstw, oszustw, szantaży, niekończących się oszczerstw którymi się posługiwała, byłam jej całkowicie z pasja oddana i miałam potrzebę jej chronienia, bronienia, pomagania jej, zadowalania jej, dawania poczucie bezpieczeństwa, które przez cały okres mojego dzieciństwa karmiły moje myśli, że ją kochałam., teraz nie pozwalały na zaakceptowanie rzeczywistości. No i zostałam w domu i żeby poradzić sobie z tą nową porażką mojego serca i mojej nadziei, starałam się nawet ją imitować. 

To był najgorszy okres w moim życiu, kierowałam na siebie złość, próbowałam zabić moją duszę i poddać się jej. Szukałam w źle tego dobra, które przecież moja matka musiała mieć, schowanego w cieniu tej swojej niegodziwości. Ale to sprawiło tylko, że zaczęłam ją jeszcze bardziej nienawidzić. Pewna, że już mnie oswoiła, niszcząc jeszcze raz na moich oczach obraz człowieka, i będąc 8 przekonana, że będę stała po jej stronie, posłuszna uczennica, która uczyła się „jej” lekcji, zaczęła opowiadać mi swoje tajemnicze zamiary. To mnie przekonało, że to wariatka i że nikt nie będzie w stanie zapanować nad jej potrzebą ranienia tak aby mieć potem władzę nad innymi.

Chciała oddać im, poprzez paranoiczną ofensywę swoich spisków, ciosy jakie otrzymała od życia, z których żaden, w jej perwersyjnym umyśle, nie mógł pozostać nieukarany. To było powodem, że moja matka zarządzała naszą rodziną jak jakaś sekta i uznawała swojej kompetencje, nieprzenikalność, zwiększając zależność od niej każdego z nas i wszystkich osób , które przez pewien okres, kręciły się wokół nas. Ta zależność, nas dzieci, podsycana była w nas poprzez nasze coraz większe lęki i potrzeby, co cały czas, okazywaliśmy. Moja matka dominowała nad nami proponując siebie zawsze jako deus ex maszyna sytuacji. My byliśmy marionetkami jej prywatnego teatrzyku, zabawkami, których nie miała w dzieciństwie. Byliśmy jej dziećmi a , razem, sierotami i pozbawieni jej miłości. Poza tym moja matka traktowała mężczyzn zupełnie inaczej niż kobiety. Mężczyznami manipulowała i nie dopuszczała do bliskości. 
Kiedy weszli w okres dojrzewania, 15 lat Carlo, 13 lat Altiero, zaczęła podsycać w nich pobudliwość erotyczną aby „delegować” poprzez służące, które wybierała ad hoc i które potem zwalniała ponieważ wykonały już to co miały do wykonania w kwestii inicjacji seksualnej jaką ona wymyśliła sobie. Moja matka nienawidziła mężczyzn i ich ułomności. Tak więc chciała, żeby byli uprzejmi, podnieceni, destabilizujący i ulegli. Z tego powodu, kiedy już ich podnieciła i miała w swoich rękach pozwalając im na przyjemności nieodpowiednie do ich wieku (Carlo i Alfiero pili, palili i nocami mogli sypiać w łóżkach służących), nagle udawała, że odkryła to co robili, według niej, w ukryciu i ich karała. Zwalniała dziewczyny i przez wiele dni zmuszała ich do pozostawania w swoich pokojach. Poddając ich ciężkim karom: bicie, ograniczanie jedzenia, żadnego kontaktu z innymi, kazania nie do zniesienia o ich okrucieństwach, podłości, świństwach. „Jesteście zbereźnikami jak wszyscy mężczyźni! Myślicie tylko o waszych słabościach, o waszych przyjemnościach” Carlo i Altireo byli chłopcami ale moja matka, jak Maga Circe, zanim stali się mężczyznami zmieniała ich w zbereźników. 
Okropni zbereźnicy, którzy zmuszani byli robić to do czego ona ich pchała tak żeby chociaż w jej myślach mogli być, żeby mieli jakąś funkcję dla niej, żeby mogli rozładować swoje napięcia, żeby mogli zmniejszyć cierpienie i frustrację żeby poczuć się bezlitośnie pogardzani, brudni od błota uprzedzeń do mężczyzn, co odmawiało im jakąkolwiek możliwość, tożsamość, nadzieję żeby mogli byc zaakceptowani i kochani. Słuchając bez końca, że byli zbereźnikami moi bracia uwierzyli w końcu i zabierali się również za nas. Carlo próbował molestować mnie w nocy tak jak to robił zawsze ze służącymi, pomimo że ja go odpychałam stanowczo i pomimo że moja matka - kontrolując co my robimy żeby złapać nas na gorącym uczynku - wpadała do naszych pokoi zapalając światło nawet w 9 nocy. Altiero natomiast wciągał Giadę do swoich erotycznych gierek. 
Ona była szczególnie zainteresowana i szukała jego towarzystwa, żeby być z nim coraz częściej. Mama miała słabość do mojej siostry i już od małego spała z nią. I tak Giada pozostawała w jej sypialni nawet wtedy kiedy matka miała jakiegoś swojego tymczasowego kochanka. Jeżeli związek z tym mężczyzną trwał dłużej , mama kładła ją do łóżeczka, które stało zaraz przy jej dużym łóżku z baldachimem i wieczorem, za każdym razem kiedy chciała mieć trochę intymności z partnerem, spuszczała zasłony. Ale Giada, w nocy i tak wchodziła do dużego łóżka i często przy śniadaniu, nasza matka opowiadała nam, że moja siostra leżała między nią a jej partnerem. Nie dowiedzieliśmy się co moja siostra mogła słyszeć i widzieć śpiąc każdej nocy w łóżku matki i nawet nie było możliwe, żeby zrozumieć do jakiego stopnia fizycznie uczestniczyła w stosunkach seksualnych kochanków. W każdym bądź razie jej ostentacyjne masturbacje, jej falujący chód, i ocieranie się o wszystko, dotykanie się pomiędzy nogami bez jakiegokolwiek skrępowania, bawiąc się rozbieraniem, dotykając genitaliów innych, dawały prawo przypuszczać najgorsze. Ale Giada nic nie mówiła i nie odpowiadała na żadne pytania, które mój ojciec, cały czas w poszukiwaniu poszlak przeciwko matce, zadawał jej kiedy udawało nam się w ukryciu spędzić z nim razem kilka godzin. Była bardzo związana z matką i w moim ojcu widziała wroga. Tak więc, pomimo, że kochała go trzymała go na odległość. Udawała, że nie rozumie, zmieniała temat rozmowy, opowiadała rzeczy które miały się z prawdą lub były nie na miejscu, za każdym razem kiedy on, usilnie prosił o informacje o tym co mama kazała jej robić. 
Osobiście, rozmawiałam z moim ojcem, który przedstawił mi inną prawdę niż ta jaką przedstawiała moja matka. Giada była ostatnim dzieckiem, które mój ojciec bardzo kochał, a które nie było jego dzieckiem. Powiedział mi: „Wystarczyłoby zrobić badanie DNA, żeby udowodnić kłamstwo twojej matki. Poza tym wdowa po ojcu Giady, którą twoja matka pozwała do sądu, przyszła do mnie. Będziemy działać razem przeciwko niej, w odpowiednim momencie, ze spokojem, tak aby nie pozwolić jej żeby znowu zraniła twoją siostrę. Pomimo że twoja matka nie wierzy, że będę miał odwagę zadenuncjować ją. Jest przekonana, że ma mnie w ręku przez te kłamstwa, które mogłaby użyć w stosunku do mnie. A nie rozumiem, że teraz jest już zbyt wiele osób, które przez nią cierpiały, które oszukała, szkalowała, okradła”. W oczekiwaniu na ten moment będę się starał, żeby kontrolować jak najczęściej to co dzieje się w domu. Moja matka jednak zabierała mi Giadę, zabierając ją coraz częściej ze sobą a kiedy musiała wyjechać zostawiała ją u babci. Z biegiem czasu moja siostra coraz częściej masturbowała się i uprawiała zabawy erotyczne z Alfiero. Moja matka raz pozwalała na to, raz biła i groziła mojemu bratu kiedy ich nakrywała razem. Jej nigdy nic nie mówiła a kiedy nauczycielka zawołała ją do szkoły ponieważ moja siostra chciała wciągnąć do tych zabaw , w łazience szkolnej, kilka swoich koleżanek, skrzyczała tylko Altiero. Zbiła go aż krew leciała, zamknęła 10 go na tydzień w pokoju, dając mu tylko do jedzenia chleb i wodę do picia i potem pomimo, protestów mojego ojca, który chciał go zabrać do siebie, wysłała go do szkoły z internatem. Przed wyjazdem Altiero objął nas. „Cieszę się, że wyjeżdżam” powiedział „ i dodał, przysięgam że tutaj już nigdy nie wrócę. Ale jednego dnia przyjadę tutaj, żeby was zabrać. Po tygodniu Giada dostała swoją pierwszą miesiączkę. I wtedy wpadła w szał. 
Kiedy zobaczyła swoją krew. Może myślała, że jest chora albo że została ukarana za swoje zabawy erotyczne z Altiero. Albo, może, coś innego o czym my nie wiedzieliśmy a co dotyczyło Giady, matki i jej kochanków. W każdym bądź razie Giada na widok miesiączki straciła kontrolę nad sobą. Odmawiała jedzenia, wymiotowała wszystko, płakała i krzyczała. Ciągle myła ręce, brała prysznic 10 razy na dzień i cały czas była sterroryzowana, że czymś sie pobrudzi. I jak widziała jakąś plamę na obrusie , resztki jedzenia w kuchni, worek ze śmieciami w śmietniku, naplute na ulicy, odchody psa na ulicy, dostawała szału. Miała lęki nie do opanowania. Biegła, żeby się opłukać, zdezynfekować. Każda nowopoznana osoba podejrzewana było, że może być nosicielem zarazków, nosiciel zarazków którego bała się, żeby się nie zarazić i również wielu osób które już znała od dawna, krewni, przyjaciele, nauczyciele, koledzy i koleżanki ze szkoły, z tego samego powodu bała się do nich zbliżać. Wśród tych osób, był również mój ojciec z czego moja matka była bardzo zadowolona. 
Moja matka musiała powiedzieć jej coś o ojcu: może to, że on nie był jej prawdziwym ojcem albo może - tak jak wydawało mi się, że zrozumiałam podsłuchując w ukryciu rozmowę mamy z babcią - że kiedy była mała zrobił jej coś brzydkiego, coś co miało związek ze seksem i czego Giada mogła nie pamiętać. To nowe kłamstwo miało związek z dokładnym planem mającym na celu oczernienie mojego ojca. I rzeczywiście od momentu kiedy wniósł sprawę do Sądu dla Nieletnich o regularne widzenie swoich dzieci i przyznanie mu opieki nad tymi już nastolatkami, którzy wybraliby zamieszkanie z nim, moja matka uruchomiła strategię oszczerstw, żeby się przeciwstawić. I to babcia, jako pierwsza, zaczęła rozpowiadać, w mojej obecności oraz grupie pań, które były jej przyjaciółkami, że jej córka podejrzewała, że jej mąż wykorzystywał seksualnie dziewczynki kiedy mieszkał razem z nią i zawsze był pijany. 
Na słowa babci zareagowałam agresją. Powiedziałam, że to nie jest prawda, że tata nie zrobiłby nam nigdy czegoś takiego. „ Możesz o tym już nie pamiętać!” odpowiedziała babcia, próbując mnie uspokoić. „Twoja siostra Giada, pamięta coś i może dlatego nie znosi bliskości ojca!”. Chciałam zapytać moją siostrę czy to jest prawda co mówi babcia. Czy to prawda, że ona pamięta, że była wykorzystywana seksualnie przez naszego ojca. Nie udało mi się, unikała mnie a moja matka i moja babcia nie spuszczały jej z oczu ani przez moment. A w międzyczasie, tłumacząc się, że jest chora, chodziły z nią po lekarzach poddając ją badaniom i opiniom ekspertów lekarzy i psychiatrów. Szukały znanego lekarza, który byłby skłonny podpisać to co moja matka chciała. I rzeczywiście, gdyby tylko udało się 11 jej rzucić na mojego ojca podejrzenie nadużyć, żeby uwierzono, że był kazirodczym pijakiem, którego bliskości Giada się teraz bała, moja matka mogłaby oddalić go od nas raz na zawsze. 
Ale sprawy, jednak, nie potoczyły się tak jak ona chciała. Lekarze do których się zwracała, jeden po drugim badali moją siostrę, poddawali ją różnym testom ale w końcu, po pewnym okresie obserwacji klinicznej i leczenia, nie zgadzali się na wydanie diagnozy takie jakiej chciała moja matka. Na początku wierzyli w jej wersję faktów którą przedstawiała moja matka. I rzeczywiście przedstawiała się ona jako kobieta załamana i zrozpaczona, która odkryła tą okropną prawdę o mężu kiedy jej ukochana, mała Giada dostała obłędu. I teraz zdawała się na ich wiedzę i umiejętności żeby ozdrowić umysł córki i żeby trzymać ja na odległość, odpowiednią opinią, od kazirodczego ojca! W ten sposób Giada była trochę leczona, brała lekarstwa i czuła się lepiej. Ale kiedy psychiatra i psycholog, którzy ją leczyli próbowali wytłumaczyć mojej matce jaką ona w tym ponosi „również” odpowiedzialność za stan w jakim znajdowała się moja siostra, kiedy zaczynali radzić jej, żeby jej tak przy sobie nie trzymała, kiedy mówili, że chcą spotkać się „również” z ojcem aby sprawdzić jaki to był rodzaj relacji w rzeczywistości, moja matka zrywała natychmiast kontakt z nimi mówiąc o nich wszystko co najgorsze. Na jednego z nich moja matka szczególnie się zawzięła ponieważ, zaczął rozumieć zbyt dobrze jakie podłości kryły się pod pozorami, dobrej, nieskazitelnej, dyspozycyjnej, odważnej a nawet religijnej kobiety. 
Tamten psychiatra, rzeczywiście, nalegał aby matka nie pozwalała już dłużej spać Giadzie w swoim łóżku i nie mówiła źle o swoim byłym mężu. Nalegał również aby opowiedziała mu o porodzie córki i o tym kto był jej prawdziwym ojcem. I po poddaniu jej sprytnie kilku testom, poradził jej nawet, żeby sama poddała się terapii, żeby mogła zrozumieć swoje problemy z mężczyznami, nienawiść jaką czuje do nich i również do kobiet kochanych i akceptowanych przez mężczyzn za ich autentyczne, dobre cechy i za ich szczerość. Poza tym psychiatra próbował wytłumaczyć mojej matce jakie poważne problemy psychiczne ma również ona, prowokowany jej despotycznym, ambiwalentnym szantażem w wychowywaniu dzieci, kłócąc się zażarcie z mężem przed nimi, wyrażając się zawsze źle o mężczyznach i stawiając zawsze na pierwszym miejscu pieniądze, o których bez przerwy mówiła, że ją nie interesują! Rzeczywiście, moja matka nie myślała o niczym innym jak o ich gromadzeniu przy pomocy różnych intryg i szantaży. Posiadała majątek, dobra, akcje ukryte w różnych miejscach. Dobra wymuszone groźbami, łup z oszustw, szachrajstw na szkodę przyjaciół, znajomych, krewnych, oszustwa tak doskonale wyreżyserowane, również dzięki pomocy przekupionych ekspertów, która była przekonana, że może otrzymać wszystko, spekulując na szczerości, wrażliwości, strachu innych. Jej alibi było to, że gromadzi to wszystko dla swoich dzieci. Prawda była jednak taka, że oszukałaby nas również w odpowiednim momencie albo zmusiłaby nas pieniędzmi żebyśmy zostali przy niej. W każdym bądź razie moja matka została zaskoczona bardzo słowami tego psychiatry. 
Profesor był 12 znanym człowiekiem, z wiedzą, umiejętnościami. Nie wystraszył się i był ludzki, uważny ale i nieugięty jak było potrzeba. Może był to pierwszy mężczyzna do którego moja matka poczuła coś innego: mieszankę strachu, respektu i nawet miłość. Tak jakby w nim znalazła kogoś kto stoi na jej wysokości i ocenia ją, alternatywa na straszną samotność która ją zawsze dręczyła. Moja matka była biedna, pełna gniewu i lęków . Dla niej pieniądze stanowiły poczucie bezpieczeństwa, jedyne, ponieważ nie ufała nikomu i nie wierzyła, że ktoś mógłby ją pokochać. Urodziła dzieci, żeby nie bać się w nocy. Wzięła Giadę do swojego łóżka ponieważ ona wychowała się w łóżku swojej matki, która z kolei musiała wypełnić pustkę, afront i odrzucenie których doznała kiedy była dwukrotnie adoptowana. Ból odrzucenia, w naszej rodzinie, przekazywany był jak przekleństwo, z matki na córkę, i przyjmował formę nienawiści, fałszu, bezradności, braku zaufania którymi było usłane życie mojej matki i mojej babci i które zatruwały nasze. W każdym bądź razie Giada zaczęła czuć się lepiej dzięki pomocy tego psychiatry i stopniowo, stosując jego zalecenia wydawało się, że wróciła do siebie. 
Jej dramatyczne fobie, strach, że pobrudzi się, były coraz słabsze. Nawet zaczęła wykazywać chęć nie bycia tak zależną od matki, chciała spać w swoim łóżku i jednego dnia z własnej nie przymuszonej woli zadzwoniła do ojca. Na początku mama nie dowiedziała się o tym telefonie. Giada uważała dobrze, żeby się o tym nie dowiedziała. To była babcia która szpiegowała wszystkie ruchy mojej siostry, i powiedziała jej, że podejrzewa, że ona dzwoni do taty. Wtedy moja matka założyła podsłuch na telefonie. Żeby to zrobić poprosiła jednego ze swoich wielu kochanków, eksperta w zakładaniu podsłuchów. Z którym już wcześniej miała do czynienia przy robieniu zabronionych sztuczek, żeby móc szantażować kogoś, żeby zarejestrować słowa i niekontrolowane wybuchy podczas rozmów telefonicznych swoich ofiar, które były następstwem jej prowokacji. I w ten sposób dowiedziała się, że Gida dzwoniła do taty, który ją zapewniał, że wkrótce będą mieszkać wszyscy razem. Podczas rozmów moja siostra była bardzo zadowolona z takiej perspektywy i nawet mówiła „Nie ważne, że ty nie jesteś moim prawdziwym tatą. Ale ja ciebie kocham ponieważ nigdy mnie nie skrzywdziłeś. Mama cały czas kłamie..” Moja matka wtedy nic nie mówiła a nikt z nas w domu nie podejrzewał, że telefon był pod kontrolą. Zarówno ja jak i Carlo rozmawialiśmy spokojne przez telefon z naszym ojcem, robiąc plany na przyszłość, informując go o tym, że Giada lepiej się czuła i to co nam mówiła co mama jej opowiedziała i kazała mówić. Po kilku tygodniach, jednak, pewnego dnia przy stole, moja matka zakomunikowała nam, że ma dla nas wszystkich niespodziankę. 
Stół był zastawiony, babcia na głównym miejscu, i może z lekceważeniem, zaproszony został przyjaciel od podsłuchu, mężczyzna łysy, sztuczny, ponury, który przez cały czas miał sztuczny uśmiech na ustach jakby był on wyrzeźbiony. Przy deserze kazała Desideri ( tak na szczyt ironii, miał na imię ten mężczyzna), żeby 13 włączył swój magnetofon, żebyśmy mogli posłuchać nasze rozmowy telefoniczne z naszym tatą, jedna po drugiej. Czuliśmy się upokorzeni tą niespodzianką i pełni strachu. Przede wszystkim Giada, która najpierw zbladła a potem stała się fioletowa. Nagle, zanim ktoś mógłby przewidzieć co chciała zrobić lub powstrzymać ją od tego, złapała za nóż, którym krojony był tort i rzuciła się na moją matkę. Zdążyła wbić jej go słabo dwa razy zanim została powstrzymana. Moja matka wtedy, zadzwoniła po nowego psychiatrę z którym już uzgodniła wcześniej wszystko i oddała ja do szpitala: przymusowy pobyt w szpitalu jako dowód na to, że skutki leczenia poprzedniego specjalisty były porażką. Potem napisała w ostrym tonie list do psychiatry. Może chciała go zastraszyć wiedząc to, że on już ją poznał jej okropne kłamstwa, traumy jakie sprawiła swoim dzieciom, historie o pieniądzach i wykorzystywaniu o których Giada za każdym razem opowiadała kiedy wracała do zdrowia i stawała się psychicznie stabilniejsza. Profesor odpowiedział jej nie bezpośrednio ale przez swojego adwokata potwierdzając wartość i prawidłowość swojej diagnozy oraz informując o przedstawieniu całej dokumentacji zebranej podczas leczenia mojej siostry. Nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że kiedyś się on przyda. Przydatna dla uwięzionych w klatce dzieci, przydatna, żeby udowodnić podłość, oszustwa, nadużycia jakich dopuściła się, przydatne aby zgłosić jej ponurych wspólników, którzy dla pieniędzy robili dla niej wszystko. Moja matka był kryminalistką, chorą umysłowo. 
Czy była tego świadoma czy nie, nie miało to żadnego znaczenia! Faktem jest, ze niszczyła wszystkich tych, których miała w zasięgu ręki, żeby nie wyszły na jaw jej haniebne, brudne gierki. Jej podłe interesy. Żadnej litości nie miała dla nas, naszych lęków, za okropne sceny przy których kazała nam uczestniczyć. Próbowała zniszczyć nasze zaufanie do innych osób, oczerniała każdą ważną dla nas osobę i każde wsparcie jakie otrzymywaliśmy w życiu. Każde uczucie , każdą nadzieję, każde nasze pragnienie były stłamszone i zgaszone przez jej nienawiść, przez jej despotyzm, przez jej wściekłość. Przez swoją potrzebę zemsty. Przez jej strach przed pozostaniem sama. Nie bała się wcale, żeby nas okradać, oczerniać osoby które kochaliśmy, decydując według własnego uznania o naszym zdrowiu psychicznym. Tak jak wiedźma z Jasia i Małgosi więziła nas, żeby potem nas zjeść: chłopców przede wszystkim a dziewczynki chciała, żeby stały po jej stronie całkowicie. Giada w klinice zwariowała całkowicie i próbowała odebrać sobie życie. Moja matka nawet była z tego zadowolona. Jej plan, żeby nas obwinić, dyskredytować wszystko i wszystkich, funkcjonował perfekcyjnie. Ja i Carlo zostaliśmy ukarani: zbiła nas, wyzwała, zamknęła na tydzień w naszych pokojach. Oskarżała mojego ojca w sądzie, znalazła haczyki na niego wszędzie, udało się jej zniszczyć te trochę dobrego co udało na się wygospodarować na granicy jej klatki. Nie wiem jak to było możliwe, że Carlo i ja nie zwariowaliśmy całkowicie. A przede wszystkim nie rozumiem jak mogłam wytrzymać kiedy również Carlo został wysłany do szwajcarskiej szkoły z 14 internatem, jak najdalej od domu. Zostałam sama, uwięziona, przez moją babcię i moją matkę, które mnie traktowały jak zadżumioną, kontrolowały każdy mój ruch, ubliżały mi bez przerwy. Byłam jak pies, bachor, zdrajca. 
A nawet wariatka. I z pewnością miały nadzieję, że i ja zwariuję. Ale kiedy ją zabiłam nie byłam obłąkana. Nie jestem obłąkana i przyznaję się do tego zabójstwa, które popełniłam. Nie , nie jestem z tego dumna! Nie, nie błogosławię go! Nie, nie zrobiłabym tego jeszcze raz! Ale prawdą jest, że ja musiałam to zrobić! I właśnie ten okropny obowiązek, to uczucie, że nikt by mnie nie ochronił, żadna instytucja nie wyszłaby mi na przeciw, ta bezgraniczna samotność na którą żadne przepisy prawne, żadne prawo, żadna litość, mogły przynieść ulgę i pomoc, są teraz moim wyrokiem/karą. Ja straciłam moje życie bo nikt nie miał litości nade mną i moim rodzeństwem ani też nad moją babcią i moja matką. W więzieniu myślę często o nich. Myślę cały czas o zdziwionej twarzy mojej matki, kiedy wbiłam jej po raz pierwszy nóż. Nie spodziewała się tego. W swoim szaleństwie, nawet, myślała właśnie, że nie zasłużyła sobie na to. Zawsze inni, inni byli odpowiedzialni za to co ona ze sobą zrobiła i z nami. Ale kiedy podjęłam decyzję, żeby ją zabić, nie mogłam zrobić inaczej. Giada wróciła z kliniki do domu dwa tygodnie wcześniej a ona znowu kazała jej spać w swoim łóżku. I potem tego dnia sama zadecydowała, żeby nie brała więcej już lekarstw. Chodziła po domu i krzyczała: „ Chcą, żeby zwariowała biorące te wszystkie świństwa! 
Wszyscy lekarze są tacy sami. Są skorumpowani i wariaci „ Mówiła o nich ale tak naprawdę mówiła o siebie. Jej oczy były czerwone od wściekłości a babcia, która siedziała przy stole w kuchni jej przytakiwała. Giada stała na środku pokoju ze spuszczonymi oczami z Ewangelią w rękach. Myślę, ze dla niej była to ostatnia sprawiedliwość do której się odwołać wśród wielu złych duchów. Mama otworzyła okno balkonowe przez które wyszła na ogród, żeby wynieść wiadro ze śmieciami do którego wrzuciła lekarstwa Giady. I wtedy to o czym myślałam od jakiegoś czasu stało się rzeczywistością. Chwyciłam za nóż w kuchni, podbiegłam do niej z tyłu i jej go wbiłam. Dwa razy.
KOPIOWANIE TEGO TEKSTU I UMIESZCZENIE NA INNYCH BLOGACH I STRONACH JEST ZABRONIONE!

Życie jest "piękne".


To co zauważyłam w tym naszym chorym wirtualnym i niewirtualnym świecie to to, że osoby które głoszą to hasło: "życie jest piękne"  są osobami z różnego rodzaju problemami, często nawet cierpiące na depresję od lat.

No ale cóż, nie ma się co dziwić skoro nasze polskie i nie tylko nasze polskie rodziny były i są tak przemocowe i dysfunkcyjne.


Rodzicom bardzo łatwo, jak widać, zniszczyć psychikę dziecka, ale psychoterapeutom już tak łatwo nie idzie, żeby ją naprawić dorosłym.

Okazuje się, że często naprawić jej już nie idzie i ludzie wegetują a nie żyją. I to co najtragiczniejsze to to, że tacy ludzie powołują jeszcze na świat dzieci.

Dowodów na to w naszym codziennym życiu mamy pełno, wystarczy poobserwować w jakich związkach wegetują ludzie i jak "się kochają "!

Czy wychodząć z takiej polskiej, przemocowej i dysfunkcyjnej rodziny wiemy co to znaczy kochać?
Nie my nie wiemy, wiemy tylko jak zniszczyć partnera/partnerkę, tak jak nas niszczono.



Gdyby życie było piękne to czy potrzebna było nam mieć: 
policję, sądy, prokuratury, domy dziecka, rodziny zastępcze, rozwody, szpitale psychiatryczne, antydepresanty?

CZY PRZEKAŻESZ 1% NA UTRWALANIE STEREOTYPÓW?
Blog Fundacji Masculinum.

PRZESTAŃ AKCEPTOWAĆ PRZEMOC WOBEC DZIECI!
Blog Fundacji Masculinum.

CZY WIESZ, JAK BYĆ DOBRYM RODZICEM?
Blog Fundacji Masculinum.

CZY POZWIESZ RODZICÓW ZA ZNISZCZONE ŻYCIE?
Blog Fundacji Masculinum.

DLACZEGO TYLKO MATKI SĄ WINNE?
Blog Fundacji Masculinum.

KILKA PRZYKŁADÓW "PIĘKNEGO ŻYCIA! 













... to tylko kilka przykładów jak ludzie są "szczęśliwi" i jak życie jest dla nich "piękne".

niedziela, 14 września 2014

"Dzień dobry czy chcesz, żebym ciebie przytuliła (przytulił)" ?


A czy nie bardziej potrzebne byłyby w szkołach lekcje "o dotyku" niż te "o seksie"?

Zamiast lekcji wychowania seksualnego powinny zostać wprowadzone lekcje wychowania emocjonalnego, ponieważ nasze życie emocjonalne jest ważniejsze od tego seksualnego. Relacje damsko - męskie opierały się i nadal opierają się na d.....! a przecież
..” Dotyk ma ogromne znaczenie dla człowieka. To dotykiem odbieramy świat od początku naszego istnienia. W ósmym tygodniu życia płodowego jest to pierwszy ze zmysłów, który zaczyna funkcjonować. Odbieramy go całym ciałem, po prostu nim „widzimy”. Najpierw sami postrzegamy świat przez dotyk, później możemy go dawać innym. Z badań wiadomo, że dzieci wychowywane bez dotykania lub wcześniaki za mało głaskane, gorzej rozwijają się od maluchów stale przytulanych. Dotyk, przytulenie czy podanie ręki, mówią więcej niż słowa. To bardzo ważne elementy komunikacji niewerbalnej. 
Kto w swoim domu rodzinnym otrzymał i otrzymuje odpowiednią dawkę zdrowego dotyku? 
…”– w naszej strefie ludzie są chłodni emocjonalnie i nie pokazują sobie wylewnie uczuć…”  a oprócz tego chłodu była i jest przemoc
…”Niezależnie od tego, jak zostaliśmy wychowani i jakie nawyki wynieśliśmy z domu, jako dorośli, a potem już dojrzali czy starsi ludzie możemy coś próbować zmienić. To, że szybko w dzieciństwie został nam odebrany dotyk, nie musi sprawiać, że tak będziemy zachowywać się w życiu dorosłym. Jeśli ktoś do nas podchodzi, kogo lubimy i nas przytuli, obejmie ramieniem, możemy powstrzymać wzdrygnięcie się. Możemy pomyśleć o tym, że to pozytywny, dobry przekaz. Że to miłe, iż ktoś nam chce przekazać dobrą energię…”
A w naszej chorej kulturze z reguły jest on błędnie interpretowany, jako chęć „skoczenia” drugiej stronie do łóżka!
..."Niestety im jesteśmy starsi, tym częściej bywa, że odsuwamy się od siebie, witamy tylko przez podanie ręki, a czasami nawet bez ściskania sobie dłoni. Dotyk w późniejszym wieku przestaje być doceniany. Czasem wynosi się to z domu, w którym obserwowaliśmy rodziców, ich powściągliwość we wzajemnych kontaktach fizycznych i kontaktach z ludźmi..." 
.."Więc co? Każdy powinien mieć kota lub psa? .."
Ja proponuję zmienić mentalność i kulturę przepełnioną seksem na tą nową „dotykową”!

Kto w takich rodzinach do których dodamy przemoc psychiczną, werbalną i wykorzystywanie seksualne  otrzymał i otrzymuje to wszystko?:
..." Wazne! Nie bój się, że noszeniem i tuleniem rozpieścisz dziecko. To niemożliwe. Twój maluszek chce być blisko ciebie. Przytulaj je, kołysz, masuj i całuj jak najczęściej. Twoje dziecko teraz właśnie tego potrzebuje..."



W związku z powyższym nie można dziwić się, że fundamentem relacji damsko-męskich był i nadal jest tylko seks a związki były i są chore.


Wpływ przemocy fizycznej w dzieciństwie na seksualność w dorosłości: linki w komentarzu 

czwartek, 3 lipca 2014

Co już wiemy i czego negować już nie można.

  1. Najbardziej niebezpiecznym miejscem na naszej planecie jest rodzina, własny dom, a nie ulica. Dlaczego cała uwaga społeczeństwa i państwa skierowana jest na walkę z przestępczością poza 4 ścianami a nie tą w rodzinie?! 
  2. Jeżeli do przemocy fizycznej dodamy tą psychiczną w tym werbalną oraz wykorzystywanie seksualne dzieci no to już nie będziemy mieć „tylko” 60%. Przemocy psychicznej i tej werbalnej nie zawsze towarzyszy przemoc fizyczna.
  3. Przestępczość poza 4 ścianami podlega karze a ta w rodzinie, WOBEC DZIECI, była i nadal jest usprawiedliwiana.
  4. Wiemy również, że przemoc nie ma płci. 
  5. Wiemy, że nikt nie rodzi się zły ani przemocowy tylko staje się taki rodzącą się i wychowując w zaburzonym emocjonalnie środowisku wśród emocjonalnie zaburzonych dorosłych. Pod tym artykułem polecam przede wszystkim komentarze. 
  6. Wiemy jak reaguje mózg dziecka, które doświadcza różnego rodzaju przemocy.
  • Czego jeszcze nie wiemy? 
  • Co jeszcze nie zostało powiedziane i napisane we wszystkich językach świata?
  • Co chcemy jeszcze wiedzieć? 
  • Co chcemy jeszcze przeczytać i usłyszeć ? 
  • Dlaczego odwracamy uwagę od tego problemu i nie rozpowszechniamy INTENSYWNIE tej wiedzy tylko lajkujemy?
  • Dlaczego jeszcze nikt nie zabrał się poważnie za profilaktykę, żeby przerwać to błędne koło przemocy? 
Czas skończyć z pisaniem!

Teraz chyba już czas na działanie, bo jak nie teraz to kiedy? !



Ludzie świadomi tego problemu powinni zorganizować się w jakiś ruch społeczny i zacząć działać tak, aby szybko i skutecznie zacząć podnosić świadomość w społeczeństwie i zacząć przerywać to błędne koło przemocy. 



TO MY DOROŚLI MUSIMY TO ZROBIĆ BO DZIECI TEGO ZROBIĆ NIE MOGĄ! 



Zakładam więc taką stronę . 
Normalni ludzie tworzą normalne i zdrowe społeczeństwo a nasze, i nie tylko nasze, społeczeństwo nie jest normalne. Nasze społeczeństwo jest chore. Nasze związki były i  są chore. Nasze przyjaźnie były i nadal są chore. Nasze znajomości są chore, bo nasze wychowywanie dzieci było i nadal jest chore i pełne przemocy i zaniedbań.
Zdrowy umysł nie stosuje przemocy wobec słabszych. Zdrowy umysł nie tworzy chorych związków. Zdrowy umysł respektuje dzieci! 

..."KONSEKWENCJE STOSOWANIA PRZEMOCY WOBEC DZIECKA
Ofiary przemocy domowej doświadczają lęku, cierpienia, bezsilności, przygnębienia i rozpaczy. Ich ciało i psychika doznają ostrych urazów i podlegają długotrwałemu procesowi niszczącego stresu i zagrożenia.

Skutki przemocy fizycznej są niemal nieodłącznie związane 

z różnym stopniem urazów emocjonalnych: trudno wyobrazić sobie, by dziecko mogło doznać „istotnego obrażenia” w rezultacie świadomego aktu przemocy ze strony opiekuna, nie doświadczając jednocześnie szkody psychicznej. Ciężko jest więc wymienić skutki stosowania przemocy wobec dziecka w czystej postaci, dlatego też rozróżnianie traktowane jest umownie, wskazuje ono na to, że ten lub inny rodzaj przemocy był nasilony...czytaj dalej


czwartek, 22 maja 2014

Agresja u psów .... a u dzieci?

Ten wpis dedykuję w szczególności  „znawcom psów” takim jak ta osoba, która w taki sposób odpowiada mi na mój komentarz pod tym artykułem:
Gatti Sabina A ja proponuje, żeby nauczycielka przełożyła go przez kolano, albo dała linijką po łapach. Pieprzone "bezstresowe wychowanie" i brak dyscyplinowania dzieci. A to przecież jak z psami - albo jesteś w stadzie, albo jesteś przewodnikiem stada. Nie ma opcji pośrednich.
Może czas zgłębić wiedzę o psach i człowieku? i zacząć przekładać na kolano  albo dawać linijką po łapach dorosłym a nie dzieciom!


…”Właściciele nadaktywnych psów, agresywnych, rzucających się w trakcie spaceru z jazgotem na wszystko co spotkają po drodze rzadko chcą przyznać, że problem leży w nich a nie w ich psach. Pobudzenie właściciela odbija się na reakcjach psa. Mózg człowiek w chwili, gdy ten zaczyna się denerwować daje sygnał do wydzielania do krwi m.in. adrenaliny, która zmienia zapach człowieka. Psy z ultraczułymi narządami węchu, jakim są ich nosy, wyczuwają taką zmianę zapachu natychmiast. Jeśli pies czuje adrenalinę, stara się przygotować na atak. W zależności od tego, jaką strategię radzenia sobie z potencjalnym niebezpieczeństwem przyjmie, pies może próbować „uspokoić” przewodnika prezentując zachowania zabawowe, tzw. flirt. Wtedy wygląda to tak, jakby pies zamiast wykonać polecenie właściciela zapraszał go do zabawy.
Pies może też prezentować zachowania grożące będące początkiem walki. Może też zwyczajnie uciec od właściciela lub zastygnąć w bezruchu, żeby przeczekać napiętą sytuację. Dla zwierząt adrenalina wyczuwalna w zapachu człowieka jest impulsem do działania obrończego. Każde, nawet najmniejsze, zagrożenie to stres. A stres blokuje uczenie się, bo organizm skupia się na przetrwaniu, na ochronie własnego życia i dobrostanu, a nie na poznawaniu nowych umiejętności. Stres wyłącza myślenie, bo krew jest potrzebna w mięśniach do ewentualnej ucieczki lub walki, a nie w mózgu. Pies broni się instynktownie, ma wbudowane genetycznie programy zachowania w sytuacji zagrożenia. Działa, nie analizuje. Jeśli ty sam, swoim zachowaniem stresujesz psa próbując jednocześnie czegokolwiek go nauczyć, poniesiesz sromotną porażkę. Najpierw więc opanuj się, dojdź do ładu z samym sobą a dopiero potem zacznij wychowywać psa. Inaczej będziesz zmieniać szkoły, kursy, instruktorów szkolenia i behawiorystów wciąż szukając takiego, który wreszcie przyzna, że winny jest pies. Niestety, nawet, jeśli uzyskasz takie zapewnienie za cenę konsultacji behawiorlanej, to nie zmieni to zachowania twojego psa. Bo to ty prowokujesz go do konkretnych działań. I dopóki w tobie nie zajdzie zmiana, nie zajdzie ona i w twoim psie.
A zatem, pokaż mi swojego psa, a powiem ci, kim jesteś. …”

sobota, 26 kwietnia 2014

Nie potrzeba nam więcej dzieci.

Dla ich dobra. Taki tytuł ma artykuł dr Rafała Jarosza artykule. On przedstawia to z punktu widzenia ekonomicznego a ja natomiast z punktu widzenia zdrowia psychicznego i przemocy.
..."Zdrowa polityka prorodzinna to taka, która na pierwszym miejscu stawia dzieci i ich potrzeby a nie dorosłych i ich egoistyczne i chore potrzeby.

Dorośli martwią się na zapas, kto ich utrzyma na stare lata.
A ja pytam się, czy my w XXI wieku, gdzie wszystko jest tak już zautomatyzowane, musimy tak „chapać”, tyle konsumować, że od „przeżarcia” potem musimy do lekarzy i szpitali latać i leczyć się przez długie lata ? albo pracować coraz więcej, żeby produkować więcej a potem to wszystko konsumować na siłę?

Zwiększamy tępo życia zamiast je spowalniać, mniej pracować, więcej wypoczywać, przebywać z rodziną a przede wszystkim więcej czasu spędzać z dziećmi! a nie produkować i produkować i spędzać całe życie w pracy albo na służobych wyjazdach.

Dosyć jest już nas na tym chorym świecie, a nawet za dużo nie „ogarniamy” już tego wszystkiego i czas przeorganizować system pro-rodzinny logicznie i zdrowo!.."
Oczywiście to nie tylko ja i on tak uważamy, ale w naszym kraju i na całym świecie jest już bardzo wiele osób tak empatycznych w stosunku do dzieci i pragnących polepszenia ich jakości życia. 
..."Może trochę więcej o rodzinie. Nie chcę jej mieć, dlatego, że miałem taki a nie inny przykład. Jakoś trochę za bardzo wyrył mi się popaprany schemat w głowie, a w ciele i ruchach pozostało niezdecydowanie. No bo przecież na co się tu zdecydować, jeśli otoczenie (zwane społeczeństwem) nie daje zbyt ciekawych, fajnych wyborów.
Niby mówi - rodzina jest ok, ale nie daje do zrozumienia, jak dotrzeć do Prawdziwej Rodziny, przez co trzeba przebrnąć, jakie wybory trzeba podjąć. Naprawdę, nikt na zewnątrz o tym nie mówi. Tylko garstka „uwodzicieli” jest na tyle Rozwinięta, żeby mówić o zaangażowaniu emocjonalnym, o męskości (i kobiecości). Tylko książki terapeutyczne poruszają temat asertywności i schematów ucieczki, podobnie wyżywaniu frustracji...."                                                       
___________
..."Jej książka "Ledwo potrafię zająć się sobą" ("I can barely take care of myself") wywołała w Stanach tyle samo zachwytów ze strony ludzi, którzy tak jak ona zwyczajnie nie chcą mieć dzieci, co oskarżeń o egoizm, niedojrzałość i pytań, czy aby nie cierpi na kobiecą odmianę syndromu Piotrusia Pana. Nie, nie cierpi.
___________

Istniejący świat ze swymi zagrożeniami i przemocą jakej doświadczają dzieci w rodzinie nie jest odpowiednim środowiskiem dla dzieci!
Tak myślące osoby w naszym przemocowym i  emocjonalnie zaburzonym społeczeństwie uważane są za egoistów. Egoistów wobec kogo? dzieci?

Niestety jesteśmy niewidzialni w tym nieempatycznym i przemocowym społeczeństwie, które skoncentrowane jest tylko na potrzebach dorosłych a nie dzieci.

Dzieci służą w naszych społeczeństwach nadal tylko jak narzędzie do zaspakajania naszych dorosłych potrzeb - jak długo jeszcze? Kiedy dorośli staną się empatyczni i przestaną używać dzieci do zaspokajania swoich potrzeb. Dorośli mają dzieci z wielu dziwnych powodów, których nieraz nie są nawet świadomi
- utrzymanie rozwalającego się małżeństwa,
- zapełnienie pustki w życiu,
- nudne życie i myślą, że dziecko sprawi, że będą przyjemne fajerwerki
- nie mają pomysłu na życie na wolny czas po pracy
- z powodu presji społecznej i rodziny
- żeby być przez kogoś wreszcie kochanym.
- i wiele innych, które sami możecie sobie dopisać.

środa, 5 lutego 2014

Jakie kary dla matek....

które zmasakrowały psychikę dziecka i wychowały "potwora"?



Żadne? Ja się z tym nie zgadzam!

Najprościej obluzgać, wykastrować, powiesić, ukarać ostatnią ofiarę przemocy, która stała się jej sprawcą, pedofila, gwałciciela, mordercę. Nikt nie rodzi się takim "potworem" tylko się nim staje.

Pedofil Mariusz Trynkiewicz był bity i kontrolowany przez matkę. To ją oskarżał za to, że popełnił te okrutne czyny. A jak okrutne było bicie Mariusza przez matkę? Jaką kontrolę okrutną musiała stosować skoro w jego psychice nastąpiły takie zmiany.

Anders Breivik, który zamordował wiele niewinnych osób, wychowywał się z bardzo zaburzoną emocjonalnie matką, która raz mówiła, że go kocha a za chwilę, że chce żeby umarł. 

Dziewczyna 18-letnia zabija matkę, która z jej życia i jej rodzeństwa zrobiła piekło - .


To tylko trzy przykłady, jak matki potrafią z dziecka zrobić "potwora". 

Takich historii jest wiele a w świetle reflektorów znaduje się tylko ostatni sprawca. To o nim się mówi i pisze. Pisze się tylko co zrobił ale nigdy dlaczego.

Tylko jego czyny zbrodnicze są nagłaśniane a o zbrodniach popełnianych przez rodziców w "4ścianach" cisza. O piekle w jakim tacy "potworzy" przez długie lata dzieciństwa żyją nikt nie chce wiedzieć i nie domaga się takich informacji.

Tak jakby historia dzieciństwa nie była ważna, nie miała wpływu na mózg "potwora" i na to co "potwór" zrobił niewinnej osobie. 

W tej książce inne piekielne historie niektórych "potworów". 


Matka „potwora” nie jest aniołem, zawsze jest też „potworem”, „potworem” jest również ojciec, którego nie było albo od „potwora matki’ nie chronił syna czy córki albo sam był też „potworem”.

Potem jest babcia i dziadek, którzy byli „potworami”, prababcia i pradziadek też „potworami” byli, ale tylko końcowego „POTWORA DZIECKO” osądzamy i poddajemy surowej karze! 

O innych „potworach” nikt nic nie mówi i do odpowiedzialności żadnej nie pociąga. Pozostawia ich wszystkich bezkarnych. 

To jest wielce niesprawiedliwe i krzywdzące dla ostatniego "potwora", który musi odpowiadać i ponosić surową karę za wszystkich poprzednich "potworów". 

Błędne koło przemocy nadal się toczy i zawsze o ostatnim "potworze" będzie mowa i on zostanie pociagniety do odpowiedzialności a pozostałym, którzy doprowadzili go do takiego stanu ujdzie to znowu bezkarnie.

PROFILAKTYKA ZDROWIA PSYCHICZNEGO RODZICÓW JEST POTRZEBNA A NIE KARANIE OSTATNIEGO "POTWORA" - czytaj


wtorek, 4 lutego 2014

Pedofil Mariusz T. .... oskarża matkę!

Tak jak już wcześniej pisałam tutaj na blogu, że nikt nie rodzi się "potworem bez serca" tylko się nim staje, to dotyczy to również Mariusza Trynkiewicza nazwanego przez głupie i ignoranckie społeczeństwo "potworem". Te tak zwane "potwory" miały i mają też serca!

Oto co mówi o swojej matce ten człowiek nazwany, przez nasze społeczeństwo, któremu nikt nie dostarcza wiedzy, nie informuje, nie tłumaczy czego te "potwory" doświadczają w swoim życiu i przez kogo tak cierpią zanim popełnią takie przestępstwo.
Pedofil jest "potworem" a jak nazwać matkę, rodzica takiego pedofila? Potwora zaszlachtować bo ma płeć męską a matkę wytłumaczyć bo to kobieta i matka, która wychowała go jak umiała i dała mu życie i powinien być jej za to jeszcze wdzięczny a nie ją oskarżać! W ten sposób podchodzi do sprawy nasze chore społeczeństwo. Dwie różne miarki sprawiedliwości dla popełnionych okrucieństw , dzieci za doznane cierpienia karać a matki które byle okrutne i były sprawcami tego cierpienia czcić. Takie podejście do sprawy nazywamy sprawiedliwością w naszym i nie tylko naszym chorym kraju!

Polecany post

Choroby psychiczne a przemoc doświadczona w dzieciństwie.